poniedziałek, 13 stycznia 2014

1. Ania - maj 2010

Postanowiłam zrobić sobie takie małe wakacje. Pobyć trochę sama. Chciałam zwiedzić Berlin, a potem pojechać do Londynu. Był początek maja, było już dość ciepło. Po trzydniowym pobycie w Berlinie pojechałam na lotnisko, gdzie szybko odprawiłam bagaż. Podeszłam do stanowiska, żeby odprawić siebie. Jak to bywa przy odprawie miałam mnóstwo rzeczy przy sobie: torba podręczna, torebka, płaszcz, no i pasek od spodni, który właśnie ściągnęłam. Gdy już przeszłam bramkę postanowiłam zatrzymać się na chwilę i poukładać jakoś moje rzeczy. Szłam właśnie do ławki, kiedy jakaś kobieta biegnąc potrąciła mnie i wszystko mi wypadło włącznie z zawartością torebki. Ona pobiegła dalej, nawet nie przeprosiła, a ja zaczęłam zbierać moją własność. Byłam trochę wnerwiona, bo spieszyłam się na samolot, ale nie potrącałam ludzi przy okazji. Kucnęłam sobie, żeby było mi łatwiej i zauważyłam jakieś buty. Podniosłam głowę, ale zamiast nóg zobaczyłam twarz mężczyzny, który już kucnął koło mnie i zaczął mi pomagać. Gdy skończyliśmy zbierać moje rzeczy podziękowałam mu, a on powiedział, że ta pani się nie umiała zachować. Potem się pożegnaliśmy, a on odszedł. Poszłam do właściwej bramki myśląc o nieznajomym, który okazał się miłym i przystojnym facetem. Tylko jego uśmiech był taki smutny. Jego oczy w ogóle się nie uśmiechały, tylko usta. Widać było, że coś go trapi, że coś jest nie tak. Podświadomie to czułam. Był mniej więcej mojego wzrostu, dobrze zbudowany i miał długie włosy związane w kucyka oraz smutne, niebieskie oczy.
Podróż minęła dość szybko. Po odprawie odebrałam bagaż i poszłam na dworzec autobusowy. Byłam zmęczona, ale pocieszałam się myślą, że za 2-3 godziny będę w hotelu i odpocznę. Po dotarciu na dworzec autobusowy, kupiłam bilet i wsiadłam do autobusu. Byłam ostatnia i wskazano mi miejsce. Siadłam i okazało się, że moim sąsiadem jest przystojniak z lotniska, więc się z nim przywitałam. Odpowiedział i zaczął patrzeć w okno. Widać było, że nie chce rozmawiać, więc uszanowałam to. Położyłam głowę na zagłówku fotela i zamknęłam oczy. Po dłuższej chwili poczułam, że ktoś mi się przygląda, więc nagle otworzyłam oczy przyłapując nieznajomego na tym. Nawet się nie speszył, patrzył dalej przez chwilę, potem się uśmiechnął i nawet odezwał:

J: „Cześć. Jestem Joseph.”
A: „Cześć. A ja Ann. Miło mi.”
J: „Z wakacji do domu?”
A: „Nie, raczej z domu na wakacje.”

Uśmiechnęłam się, on też. Zauważyłam, że nadal uśmiecha się tylko ustami, bez oczu. 

A: „A Ty do domu czy na wakacje?”
J: „A ja tu do pracy.”
A: „Aha, rozumiem.”

Nic nie odpowiedział. Śmiać mi się chciało z naszej rozmowy. Wyglądało to tak, jakby chciał się czegoś dowiedzieć i jednocześnie nie dowiedzieć. Dziwne to było. Przez resztę podróży tylko wymienialiśmy się spojrzeniami albo uśmiechaliśmy się do siebie. Gdy dojechaliśmy na Victorię Station pożegnał się i poszedł, a ja udałam się do hotelu. Byłam w Londynie już dwa dni. Wybrałam się na Oksford Street. Zdziwiłam się, bo zobaczyłam, że wszystkie drogi boczne wzdłuż całej ulicy są zamknięte. Przy barierkach ustawionych wzdłuż ulicy stali ludzie, więc domyśliłam się, że coś się dzieje. Stanęłam przy wielkim napisie META, więc stwierdziłam, że zobaczę, o co tu chodzi. W tłumie zrobiło się poruszenie, bo do mety właśnie zbliżali się biegacze. No i super, pomyślałam. Znalazłam się przy barierce. Któryś z rzędu biegaczy był jakby znajomy, okazało się, że to jest Joseph, facet z lotniska. Postanowiłam do niego podejść.

3 komentarze:

  1. Od Józka się wszystko zaczęło, czekam na WASZ dalszy ciąg, życzę pomysłów, weny i dużo przyjemnych chwil z nami czytelnikami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziwnie się zachował, najpierw milutki, potem taki bez kontaktu i znów uśmieszki, Boże, dlaczego my tak lubimy drani? a ponoć kobiety są dziwne :P

    OdpowiedzUsuń