czwartek, 16 stycznia 2014

9. Ola – lipiec 2010

Często w hotelach mieliśmy pokoje obok siebie i zaczęłam się zastanawiać czy to przypadek czy Carlos może widzi, że się kumplujemy i specjalnie tak rozdaje? Siadywaliśmy wtedy na naszych balkonach, braliśmy wodę albo wino, w zależności od nastroju i rozmawialiśmy pół nocy, a potem w autokarze odsypialiśmy. Poznawaliśmy się coraz lepiej, opowiadaliśmy sobie historie z naszego życia, dzieciństwa, często płacząc ze śmiechu. Miałam problem z niektórymi słowami po angielsku, za grosz nie wiedziałam, czym je zastąpić, więc często tłumaczyłam mu na okrętkę, o co mi chodzi jednocześnie pokazując lub wydając dźwięki, to też mieliśmy niezły ubaw. Po tygodniu byliśmy nierozłączni. Chodziliśmy razem do sklepu, na spacer, popływać, opalać się, spaliśmy i jedliśmy w tych samych godzinach. Zwiedzaliśmy razem, robiąc zdjęcia jedno drugiemu lub wspólnie. Rozmawialiśmy też z innymi, opowiadaliśmy coś, ale głównie trzymaliśmy się razem, trochę z boku, nie potrzebowaliśmy nikogo do naszego towarzystwa. Lubiliśmy chodzić uliczkami małych miasteczek albo na boso po plaży i milczeć, jedno drugiemu wtedy nie przeszkadzało. Zauważyłam, że John się częściej uśmiecha niż na początku. Coś nas do siebie ciągnęło, choć wtedy nie zdawałam sobie jeszcze z tego sprawy. Zachowywaliśmy się jak dzieci wypuszczone na kolonię bez rodziców, zwariowani, śmialiśmy się z błahych rzeczy, ale uczuciowo byliśmy oboje niedostępni. Pewnego razu zasnęłam w autokarze pod moim kocykiem i oparłam głowę na jego ramieniu. Gdy się obudziłam, czytał gazetę, szybko się poderwałam i zaczęłam przepraszać, ale on się cały czas uśmiechał i spytał tylko czy było mi wygodnie, bo on jest przecież taki chudy. Śmiejąc się obróciliśmy to w żart, ale potem, to ja byłam poduszką. John marzł w autokarze przez tą klimę, więc zaczęliśmy przykrywać się moim kocykiem na dole, a na górze bluzami.
Zatrzymaliśmy się w małym hotelu nad morzem, mieliśmy tam spędzić 2 noce. W ciągu dnia John tak się wygłupiał, że ja płacząc ze śmiechu rozmazałam cały tusz. Zamiast mi pomóc doprowadzić się do kultury, to leżał na ręczniku i machał nogami w górze, aż go brzuch rozbolał i sam się popłakał. Ale za to ja natarłam go piachem. I znowu bawiliśmy się jak dzieci, budując z piasku, pływając, rozmawiając i oczywiście słuchając muzyki. Bo często mieliśmy tak, że coś się któremuś przypomniało i musieliśmy od razu puścić dany utwór, żeby posłuchać.

Pokoje mieliśmy obok siebie, stykały się balkonami. Wyszłam w nocy na dwór z duchoty, po chwili wyszedł John:

Jo: „Też nie śpisz?”
O: „Nie, za gorąco.”
Jo: „Pogoda nieznośna, siadamy?”

Usiedliśmy na swoich balkonach, dzieliły nas tylko barierki, ale tak było ok. Żadne z nas nie chciało zmiany. Tym razem milczeliśmy, cykady cykały, znowu było błogo… John zasnął, pomyślałam, że podczas snu może zmarznąć, to wzięłam prześcieradło i go okryłam. Nie użyłam koca, bo by się zgrzał za mocno. Posiedziałam jeszcze z pół godziny, aż mnie zmorzył sen i poszłam do pokoju spać.
Nazajutrz na stołówce powitał mnie buziakiem w policzek. Był to pierwszy taki gest, który zbił mnie nieco z pantałyku, John to zauważył, zrobił minę niewiniątka i powiedział:

Jo: „Dziękuję.”
O: „Za co?” – przykrycie go w nocy było dla mnie naturalne, więc nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
Jo: „Obudziłem się  w nocy na balkonie, Ciebie już nie było, ale miałem Twoje prześcieradło. To miłe, że o tym pomyślałaś. Dziękuję. I… - tu zawahał się nieco, więc pytam:
O: „I co?”
Jo: „I pachniało Tobą.” – powiedział to tak cicho, że nie wiedziałam czy dobrze słyszę.
O: „Ale… dobrze Ci się spało?” – próbowałam rozładować napięcie.
John uśmiechnął się i zapraszając mnie do stolika rzekł:

Jo: „Dobrze, nawet bardzo. Pewnie właśnie dzięki temu.” – ostatnie zdanie znowu bardzo cicho, więc nic nie odpowiedziałam i zjedliśmy śniadanie gadając jak zwykle.

8 komentarzy:

  1. „I pachniało Tobą.” o matko, aż się podnieciłam!!! tzn. tak jakoś, nie, że seksualnie, bardziej tak... o matko ja też tak chcę! i w ogóle te noce na upalnych balkonach, przy winie, wakacje, morze za oknem, poniosło mnie. no i "doprowadzić się do kultury" wpisuję do słownika :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz strasznie mi się spodobał! Co go czytam, to wybucham gromkim śmiechem!

      Usuń
  2. kolejny śmieszny tekst :) tym razem autorka O :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisze tylko tyle: awwwwwww :*:* ( i tak przez całą czesc...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś tu romantycznego zaczyna się dziać. Fajnie. Zaczynam się wciągać. Na razie między tą dwójka jest milutko i delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. no i to tez mnie nadal bawi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To już nudne bo ciągle te poprzednie komentarze są nadal trafne....

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie sobie pomysłami czemu on nie kupił sobie koca i mogli mieć swoje lub dwoma się przykrywać a nie bluzami

    OdpowiedzUsuń