Często
w hotelach mieliśmy pokoje obok siebie i zaczęłam się zastanawiać czy to
przypadek czy Carlos może widzi, że się kumplujemy i specjalnie tak rozdaje?
Siadywaliśmy wtedy na naszych balkonach, braliśmy wodę albo wino, w zależności
od nastroju i rozmawialiśmy pół nocy, a potem w autokarze odsypialiśmy.
Poznawaliśmy się coraz lepiej, opowiadaliśmy sobie historie z naszego życia,
dzieciństwa, często płacząc ze śmiechu. Miałam problem z niektórymi słowami po
angielsku, za grosz nie wiedziałam, czym je zastąpić, więc często tłumaczyłam
mu na okrętkę, o co mi chodzi jednocześnie pokazując lub wydając dźwięki, to
też mieliśmy niezły ubaw. Po tygodniu byliśmy nierozłączni. Chodziliśmy razem
do sklepu, na spacer, popływać, opalać się, spaliśmy i jedliśmy w tych samych
godzinach. Zwiedzaliśmy razem, robiąc zdjęcia jedno drugiemu lub wspólnie.
Rozmawialiśmy też z innymi, opowiadaliśmy coś, ale głównie trzymaliśmy się
razem, trochę z boku, nie potrzebowaliśmy nikogo do naszego towarzystwa.
Lubiliśmy chodzić uliczkami małych miasteczek albo na boso po plaży i milczeć,
jedno drugiemu wtedy nie przeszkadzało. Zauważyłam, że John się częściej
uśmiecha niż na początku. Coś nas do siebie ciągnęło, choć wtedy nie zdawałam
sobie jeszcze z tego sprawy. Zachowywaliśmy się jak dzieci wypuszczone na
kolonię bez rodziców, zwariowani, śmialiśmy się z błahych rzeczy, ale uczuciowo
byliśmy oboje niedostępni. Pewnego razu zasnęłam w autokarze pod moim kocykiem
i oparłam głowę na jego ramieniu. Gdy się obudziłam, czytał gazetę, szybko się
poderwałam i zaczęłam przepraszać, ale on się cały czas uśmiechał i spytał
tylko czy było mi wygodnie, bo on jest przecież taki chudy. Śmiejąc się
obróciliśmy to w żart, ale potem, to ja byłam poduszką. John marzł w autokarze
przez tą klimę, więc zaczęliśmy przykrywać się moim kocykiem na dole, a na
górze bluzami.
Zatrzymaliśmy
się w małym hotelu nad morzem, mieliśmy tam spędzić 2 noce. W ciągu dnia John
tak się wygłupiał, że ja płacząc ze śmiechu rozmazałam cały tusz. Zamiast mi
pomóc doprowadzić się do kultury, to leżał na ręczniku i machał nogami w górze,
aż go brzuch rozbolał i sam się popłakał. Ale za to ja natarłam go piachem. I
znowu bawiliśmy się jak dzieci, budując z piasku, pływając, rozmawiając i
oczywiście słuchając muzyki. Bo często mieliśmy tak, że coś się któremuś
przypomniało i musieliśmy od razu puścić dany utwór, żeby posłuchać.
Pokoje
mieliśmy obok siebie, stykały się balkonami. Wyszłam w nocy na dwór z duchoty,
po chwili wyszedł John:
Jo:
„Też nie śpisz?”
O:
„Nie, za gorąco.”
Jo:
„Pogoda nieznośna, siadamy?”
Usiedliśmy
na swoich balkonach, dzieliły nas tylko barierki, ale tak było ok. Żadne z nas
nie chciało zmiany. Tym razem milczeliśmy, cykady cykały, znowu było błogo…
John zasnął, pomyślałam, że podczas snu może zmarznąć, to wzięłam prześcieradło
i go okryłam. Nie użyłam koca, bo by się zgrzał za mocno. Posiedziałam jeszcze
z pół godziny, aż mnie zmorzył sen i poszłam do pokoju spać.
Nazajutrz
na stołówce powitał mnie buziakiem w policzek. Był to pierwszy taki gest, który
zbił mnie nieco z pantałyku, John to zauważył, zrobił minę niewiniątka i
powiedział:
Jo:
„Dziękuję.”
O:
„Za co?” – przykrycie go w nocy było dla mnie naturalne, więc nie bardzo
wiedziałam, o co mu chodzi.
Jo:
„Obudziłem się w nocy na balkonie,
Ciebie już nie było, ale miałem Twoje prześcieradło. To miłe, że o tym
pomyślałaś. Dziękuję. I… - tu zawahał się nieco, więc pytam:
O:
„I co?”
Jo:
„I pachniało Tobą.” – powiedział to tak cicho, że nie wiedziałam czy dobrze
słyszę.
O:
„Ale… dobrze Ci się spało?” – próbowałam rozładować napięcie.
John
uśmiechnął się i zapraszając mnie do stolika rzekł:
Jo:
„Dobrze, nawet bardzo. Pewnie właśnie dzięki temu.” – ostatnie zdanie znowu
bardzo cicho, więc nic nie odpowiedziałam i zjedliśmy śniadanie gadając jak
zwykle.
„I pachniało Tobą.” o matko, aż się podnieciłam!!! tzn. tak jakoś, nie, że seksualnie, bardziej tak... o matko ja też tak chcę! i w ogóle te noce na upalnych balkonach, przy winie, wakacje, morze za oknem, poniosło mnie. no i "doprowadzić się do kultury" wpisuję do słownika :P
OdpowiedzUsuńTwój komentarz strasznie mi się spodobał! Co go czytam, to wybucham gromkim śmiechem!
Usuńkolejny śmieszny tekst :) tym razem autorka O :)
OdpowiedzUsuńNapisze tylko tyle: awwwwwww :*:* ( i tak przez całą czesc...)
OdpowiedzUsuńCoś tu romantycznego zaczyna się dziać. Fajnie. Zaczynam się wciągać. Na razie między tą dwójka jest milutko i delikatnie.
OdpowiedzUsuńno i to tez mnie nadal bawi :)
OdpowiedzUsuńTo już nudne bo ciągle te poprzednie komentarze są nadal trafne....
OdpowiedzUsuńWłaśnie sobie pomysłami czemu on nie kupił sobie koca i mogli mieć swoje lub dwoma się przykrywać a nie bluzami
OdpowiedzUsuń