Wyciągnęłam
telefon, aby zadzwonić do Madzi przed wejściem do autokaru – w końcu, to jej
urodziny. Oczywiście zagadałam się jak to ja i prawie ostatnia weszłam do
środka. Tylko parę miejsc było wolnych, mi zależało na takim nie na kole i
najlepiej przy oknie. Spytałam się młodego chłopaka po angielsku czy wolne, po
czym siadłam. Przedstawiłam się, chłopak też i każde z nas założyło swoje
słuchawki ze swoją muzyką. Byłam podekscytowana wycieczką. Nikogo nie znałam,
ale tego było mi trzeba. Jechać w nieznane, na długo, z obcymi ludźmi, z ciszą,
pomyśleć, zabawić się, wypocząć… Objazdowa wycieczka miesięczna w Hiszpanii
wydała mi się idealna. Jeszcze raz zadzwoniłam do Madzi, uśmiałyśmy się jak
zwykle, kolega John z Niemiec uśmiechnął się pod nosem, więc spytałam czy mu
nie przeszkadzałam rozmową. Powiedział, że nie, nic nie zrozumiał i że mam
fajny śmiech. „Cute laugh” – pierwszy raz coś takiego usłyszałam.
Na
początku kolega John był małomówny, często siedział zamyślony ze słuchawkami na
uszach, patrzył w dal za okno albo miał zamknięte oczy, ale widać było, że nie
śpi. Miał na łańcuszku krzyżyk i często trzymał go w ręku i był skupiony, więc
podejrzewałam, że się modlił. Czasem wymieniliśmy dwa zdania o pogodzie lub o
zwiedzonym zabytku. Staraliśmy się sobie nie przeszkadzać, czasem pytało jedno
drugiego czy ma nie za głośno muzykę nastawioną.
Trzeciego
dnia oglądaliśmy pomnik. Był on naprawdę ogromny, sprawiał mocne wrażenie.
Zapatrzyłam się na niego i zamyśliłam. Stałam tak dłuższą chwilę i nawet nie
zauważyłam jak nasz przewodnik – Carlos przestał mówić i wycieczka się
przemieściła. Stałam i patrzyłam. Z zadumy wyrwał mnie głos Johna.
Jo:
„Hey, Ola!” – powiedział to niezbyt głośno, ale wzdrygnęłam się.
O:
„Co?”
Jo:
„Lepiej się pospiesz, bo potem nas nie znajdziesz.” – rozejrzałam się, ale nie
zauważyłam nikogo z naszej wycieczki.
Jo:
„O rany! Ale się zamyśliłam. Ten pomnik wywarł na mnie duże wrażenie.”
P:
„No właśnie zauważyłem, że Cię nie ma i zawróciłem. Sorry, że Cię
wystraszyłem.”
Jo:
„Nie szkodzi. Wolę to niż się zgubić. Dzięki.” – ruszyłam za nim
P:
„Widziałem ten pomnik na zdjęciach i zawsze chciałem go zobaczyć na żywo. Ktoś
miał pomysł, nie?”
Jo:
„Nooooo! I cierpliwość!” – John uśmiechnął się i potaknął
P:
„I cierpliwość!”
Jo:
„W przeciwieństwie do mnie. Jestem w gorącej wodzie kąpana.”
P:
„Ja jestem cierpliwy, ale do czasu.”
Jo:
„To chyba jak każdy.”
W
tym momencie dołączyliśmy do reszty, zdążyliśmy usłyszeć jak Carlos mówi jeden
ze swoich dowcipów i cała wycieczka wybuchnęła śmiechem. Po trzech godzinach
była przerwa na obiad, usiedliśmy z Johnem i jeszcze dwójką uczestników przy
jednym stoliku. Było wesoło, Chris, kolega z wycieczki, zaczął coś opowiadać,
ja oczywiście w śmiech, a John tak parę razy spoglądał na mnie też się śmiejąc,
aż w końcu zapytałam:
O:
„What?” – John spojrzał na mnie z miną niewiniątka
Jo:
„Nic, nic. Po prostu nie mogę się nie śmiać, kiedy Ty się śmiejesz.” – zrobiłam
na to smutną minę.
O:
„Jak mam się nie śmiać, skoro Chris nas rozbawia?”
Jo:
„Ale to w pozytywnym znaczeniu. Masz „cute laugh” i zarażasz śmiechem.” – dałam
mu lekkiego kuksańca w bok i powiedziałam:
O:
„No! Bo już myślałam… Na ogół jestem wesoła i ciężko mi się powstrzymać od
śmiechu.”
Jo:
„Wiem, wiem, zdążyłem zauważyć.”
Dużo
czasu spędzaliśmy w autokarze obok siebie, więc zaczęliśmy rozmawiać częściej.
Mówił, że miałam dobry pomysł z tym kocem do autokaru, on o tym nie pomyślał.
O:
„Daj spokój, ja wiem, jakie są takie autokary. Na zewnątrz upał jak nie wiem
co, a w środku za to zimno. Wygodniej się przykryć kocykiem niż w kółko
przebierać.” – właśnie Carlos ogłosił krótki postój.
O:
„Wychodzisz?”
Jo:
„Nie, zostaję.”
O:
„Ja idę.” – wstając przykryłam Johna swoim kocem – „Korzystaj, póki nie wrócę,
potem go zabieram.”
Jo:
„Wow, dzięki, od razu lepiej.” – aż się wzdrygnął z zimna.
Stałam
na dworze przed autokarem, śmiałam się z Carlosa, przeciągałam się trochę
wyciągając ręce do góry. Widziałam, że John patrzy w moją stronę, to mu
pomachałam, na co skinął głową i uśmiechnął się lekko. Poszłam do sklepu,
kupiłam 2 rogaliki, wróciłam, a tam John pogrążony w słodkim śnie. Przechodząc
na swoje miejsce potrąciłam go trochę, ale się nie obudził. Żal mi było
zabierać ten koc ze śpiącego kolegi, więc założyłam słuchawki, wtopiłam się w
muzykę i patrzyłam za okno.
Żal mi było zabierać ten koc ze śpiącego kolegi"... dlatego wsunęłam się pod niego i ułożyłam obok :D
OdpowiedzUsuń"Hey, Ola!” taaa i pojawiła się moja ulubiona Ola która podskakuje na takie "Hey, Ola!” :) hihi
OdpowiedzUsuńzawsze uda mi się ciebie wystaraszyc, chociaż nie chce :)
Czy zawsze przy tym rozdziale muszę myśleć o tym samym?
UsuńTak zawsze są te same myśli jak to czytam
UsuńNie zmieniają się od lat...
OdpowiedzUsuńA no nie
OdpowiedzUsuńAle milion razy to czytałam i nie zauważyłem pomieszanych literek , no to ładnie składacz tekstu tu pojechał haha
Dwie autorki, korekty razy dwa i ilesmy wypiły składając tekst hihi