wtorek, 14 stycznia 2014

7. Ola – lipiec 2010



Po dwugodzinnej drzemce John się obudził i widząc na sobie mój koc, a mnie przykrytą bluzą, zrobił zdziwioną minę i powiedział:

Jo: „Ola, przepraszam, czemu nie zabrałaś tego koca?”
O: „Nie miałam sumienia. Zasnąłeś, to jak miałam ściągać? Wszystko w porządku, ja nie spałam, to tak mi było dobrze.”
Jo: „Dzięki, dobra z Ciebie dziewczyna.”
O: „Nawet bardzo dobra, bo mam dla Ciebie rogalika.”
Jo: „O, super! Dzięki, ale następnym razem ja kupuję.”
O: „Spoko.”

I tak zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. On – tak jak ja – pojechał na wycieczkę, żeby sobie coś przemyśleć, więc kiedy któreś z nas widziało to drugie w zadumie, to nie przeszkadzało. Parę razy w ciągu dnia widziałam, że był skupiony na modlitwie. Nie pytałam, bo religia to drażliwy temat, a on też nie zaczynał, więc po prostu zajmowałam się wtedy swoimi sprawami.

John najczęściej uśmiechał się wtedy, kiedy ja się śmiałam i później już razem komentowaliśmy, że to „cute laugh”. I uśmiechał się coraz częściej. Pewnego dnia zapytał ni stąd ni zowąd:

Jo: „Ola, śpisz?”
O: „Nieee, myślę.”
Jo: „Ok, to nie przeszkadzam.”
O: „Dawaj, pogadajmy, dosyć mam tego myślenia.”
Jo: „Super” – jakoś się ożywił – „Lubisz Spreengsteena? Mam akurat kawałek, który uważam za jeden z piękniejszych utworów.”
O: „Szczerze? Znam tylko Streets of Philadelfia i jeszcze coś, ale nie wiem, jaki ma tytuł. Daj, posłucham.”

Wzięłam jego jedną słuchawkę, drugą miał on, więc zetknęliśmy się czubkiem głów, żeby posłuchać.

O: „Faktycznie piękna! To teraz moja kolej. Włączę Ci piosenkę, którą uważam za najcudowniejszą ze wszelkich zbiorów całego świata.”
Jo: „Kogo?”
O: „Może sam zgadniesz? Jest bardzo długa, ale posłuchajmy jej w całości.”
Jo: „Okey.”

Przełączyłam jego słuchawki do mojej mp3. Włączyłam utwór. Po samych pierwszych taktach John mówi:

Jo: „Stairway to heaven, Led Zeppelin, to jest też jeden z moich ulubionych utworów.”

Słuchaliśmy w ciszy i oczywiście łzy mi pociekły. Zauważył to, spytał czy coś się stało, czy mam jakieś wspomnienia z tym utworem.

O: „Wiesz, prawda jest taka, że ja jestem bardzo wrażliwa na muzykę. Utwór nie musi mi się z niczym kojarzyć, żeby mnie wzruszyć czy rozczulić. Stairway to heaven kocham od 13 roku życia i bardzo często tak mam przy nim. Jest piękny sam w sobie, ma głębię, jestem z dala od domu, od problemów, w miłym towarzystwie, jest ciepło, błogo… emocje biorą górę.”
Jo: „Doskonale Cię rozumiem, mam dokładnie tak samo. Może nie do łez, ale czuję muzykę całym sobą. Z resztą, ona towarzyszy mi od najmłodszych lat.”
O: „Trafił swój na swego!”

3 komentarze:

  1. słuchanie muzyki w autokarze jest mega, można się oddać marzeniom... a obok mijają drzewa, samochody, uwielbiam to :)

    OdpowiedzUsuń