Ania
Całe szczęście
przyszła Ola. Od razu zorientowała się w sytuacji. Za nią przyszła Barby, byłam
zdziwiona, że jest, nie poznałam jej jeszcze, choć Joey opowiadał mi o niej i
jej o mnie. Patrzyłam na nią i uśmiechnęłam się do niej, a ona tak delikatnie
odpowiedziała mi uśmiechem.
O: „Chodź Leon, skoro
Ann jechała do Ciebie ponad 900km, to raczej nie będzie jechać z powrotem.
Ciocia Patricia już prawie podaje do stołu, a Ann musi się chyba odświeżyć.”
Uśmiechnęłam się z
wdzięcznością do niej, a Ola podeszła i tak po prostu ściągnęła Leona ze mnie i
postawiła go na ziemi. Przytuliłyśmy się na powitanie i powiedziałam jej tylko
„dziękuję”.
Le: „Ale ciociu ja
muszę jej pilnować.”
B: „Leon, chodź. Nim
Ann wróci opowiesz mi jeszcze o niej.”- popatrzyła na mnie i dodała- „Leon mi
już o Tobie opowiadał, Lilly i Luke również, a jak Joey przychodził do mnie, to
też czasem coś opowiada.”
A: „Mi o Tobie
również. Miło mi Ciebie w końcu poznać.”
Podeszła do mnie i
się tak po prostu przytuliła i pocałowała w policzek. Pachniała pierniczkami, więc
chyba pomagała w kuchni.
B: „Do Oli też się
już przytuliłam.”
Spojrzałam na Olę, a
ona na mnie. Domyśliłam się, że chodzi o coś z Barby, bo Ola miała wesołą minę.
Poprosiłam Joeya, żeby zabrał prezenty pod choinkę, a sama poszłam do łazienki.
Spotkałam Patricię, z którą się przywitałam i zaproponowała, żebym poszła do
łazienki na górze, bo tam nikt nie będzie przeszkadzał. Poszłam na górę i z
radością wzięłam prysznic. Jak otworzyłam drzwi od kabiny, zobaczyłam, że Joey
jest w łazience i podał mi ręcznik.
A: „Co Ty tu robisz?”
J: „Jak widać czekam.
Przepraszam.”
A: „Wyjdź z łazienki,
natychmiast! Nie chcę z Tobą rozmawiać.”
J: „Ale Ann, ja ...
ja chciałem Cię przeprosić.”
A: „Nie będziemy
teraz rozmawiać o tym, co się stało. Potem porozmawiamy, w domu, teraz nie mam
na to ani siły ani ochoty.”
J: „Jak sobie
życzysz, ale chciałem chociaż powiedzieć, że przepraszam, nie powinienem tak
mówić, bo to było nie fair. Dobrze, że jesteś. Bardzo tęskniliśmy za Tobą.”
A: „Nadal jest mi
smutno za Twoje słowa i nie interesuje mnie czy za mną tęskniłeś. Nie
interesowałeś się moją tęsknotą przez kilka miesięcy, chociaż chciałam z Tobą o
tym rozmawiać.”
J: „Wiem i jest mi
bardzo przykro. Ale kochanie błagam Cię daj mi wszystko wytłumaczyć. Proszę.”
A: „Joey nie teraz, teraz
jest Wigilia i wszyscy tam czekają. To nie czas i miejsce na takie rozmowy.”
J: „Ok. Dobrze, że tu
jesteś.”
A: „Jestem tu, ale
dla Leona, nie dla Ciebie.”
J: „Wiem.”
A: „Możesz mnie teraz
zostawić samą, chcę się ubrać i umalować.”
Nawet nie odpowiedział,
tylko wyszedł. Widziałam, że mu przykro, że rozumie. Szybko się przebrałam,
umalowałam i zeszłam na dół. Weszłam do salonu i przywitałam się ze wszystkimi.
Leon już był obok mnie i powiedział, że będzie siedział koło mnie przy Wigilii.
Przytuliłam go do siebie i pocałowałam w głowę. Zdążyłam w środek życzeń. Leon
nawet na krok mnie nie odstępował. Było bardzo miło, czułam, że bardzo jestem
zmęczona, ale jakoś dawałam radę. Przy stole panowała ogólnie bardzo
rozluźniona atmosfera, wszyscy byli odprężeni, radośni.
Ola
Na szczęście Ania
weszła, gdy mieliśmy już siadać do stołu, więc daliśmy jej jeszcze 15 minut na
ogarnięcie się, a sami zaczęliśmy składać życzenia, bo wiedzieliśmy, że z tym
też się zejdzie. W końcu usiedliśmy do stołu, a Denis z Patricią zmówili
modlitwę. Po niej wszyscy rzucili się na jedzenie. Patrzyłam na ten gwar,
pierwszy raz uczestnicząc w takiej wielkiej Wigilii. Dzieci się przekrzykiwały,
dorośli w sumie też, każdy rozmawiał z sąsiadem obok lub naprzeciw. Widziałam,
że Barby spogląda na mnie co jakiś czas, w końcu sama zaczęła ze mną rozmowę, a
gdy szła do kuchni po coś poprosiła akurat mnie bym jej pomogła. W kuchni tak
po prostu podeszła, przytuliła mnie i powiedziała, że mnie lubi, bo widzi jak
jej brat na mnie patrzy i że jej zdaniem, to jest to i że na pewno będzie ślub.
Więc odpowiedziałam, że będzie, będzie i że mogę powiedzieć jej jako pierwszej,
bo chcieliśmy dopiero w trakcie kolacji. Oczy jej się rozjaśniły i
zachichotała, więc szeptem powiedziałam o naszych planach. Jeszcze mocniej mnie
uścisnęła, a gdy wróciłyśmy rozchichotane z kuchni niektórzy patrzyli na nas
podejrzliwie. Usiadłam obok Patricka i cmoknęłam go w policzek, na co Barby
puściła mi oczko, a Paddy uniósł brwi pytająco do siostry, na co ona uniosła
kciuk do góry. Po godzinie poczułam jak ktoś kopie mnie pod stołem. Rozejrzałam
się, a to była Barby. Więc ja pociągnęłam Patricka za łokieć. Zrozumiał, co
miałam na myśli. Zastukał nożem w szklankę. Towarzystwo ucichło. Wstaliśmy.
P: „Chciałem coś powiedzieć. A właściwie razem z
narzeczoną mamy coś do zakomunikowania.” – powiedział to tak tajemniczo, że
wszystkie dziewczyny zwróciły się w moją stronę patrząc na mój brzuch.
Roześmiałam się.
O: „To nie to, o czym myślicie dziewczyny.” – speszyły
się lekko i ponownie spojrzały na brata.
P: „W przyszłym roku bierzemy ślub.” – gwar, pisk i
śmiech przeszedł wśród rodziny. – „Odbędzie się 30 czerwca w Polsce.”
Wszyscy zaczęli przekrzykiwać się w gratulacjach i
myśleli gorączkowo czy nie mają na ten termin jakichś koncertów. Widziałam, że
John z żoną o czymś zaciekle rozmawiają. Każdy mówił w jednym czasie.
K: „Cudownie!”
Mt: „Wooooow! Ola! Ale fajnie!”
J: „A ja nic nie wiem!”
B: „A ja wiedziałam pierwsza!”
Pt: „Dobrze, że to koniec czerwca.”
P: „John, co jest?”
Me: „Ale cudowna wiadomość.”
MI: „Paddy, w porządku. Mieliśmy jechać na festiwal, ale
w takim wypadku nie pojedziemy.”
Mt: „No chyba raczej!”
Jh: „No nie ma innej opcji!”
P: „Całe szczęście, bo już się zmartwiłem.”
Mt: „Łeeee, to ja Ci nie pomogę w przygotowaniach i zakupach
skoro Ty mieszkasz w Polsce.”
Kt: „Znając Ciebie Maite, to będziesz często latać do
Polski.” – zaśmiała się Kathy.
O: „No to będziemy z Maite latać razem.” – w tym momencie
Ania i Kira spojrzały na mnie zdumione.
K: „Ola? Naprawdę?”
O: „No tak! Podjęłam w końcu decyzję.”
JV: „Jaką decyzję? Zamieszanie takie, że nic nie
rozumiem.”
P: „Ola przeprowadzi się do Kolonii i tutaj będziemy
mieszkać.”
K: „Słusznie, bardzo słusznie.”
A: „Ola, Ty nawet nie wiesz, jak ja na to czekałam!” –
powiedziała Ania po polsku, ale nikt nie miał jej tego za złe. Spojrzałam tylko
na nią mrugając porozumiewawczo, ale nie byłabym sobą, gdybym jej do tego nie
przytuliła szepcząc, że będzie dobrze.
P: „I to jest
najlepszy prezent, jaki dostałem pod choinkę.” – powiedział Paddy, przyciągnął
mnie do siebie i dał CMOKa w usta. Zmieszałam się, Joey oczywiście gwizdnął i
coś tam po swojemu powiedział, ale tylko się postukaliśmy w czoło, a ja
uświadomiłam sobie, że nawet mu nie dałam prezentu na urodziny. Zupełnie
zapomniałam, że mam go w walizce u Patricka w mieszkaniu.