czwartek, 8 maja 2014

111. Ania – grudzień 2010



W niedzielę wstaliśmy dość późno, ale nigdzie nam się nie spieszyło. Zrobiłam tylko coś do picia i jedzenia i spędziliśmy ten dzień w łóżku. Na przemian rozmawiając, kochając się i śpiąc. W poniedziałek poszłam do pracy, gdy Joseph jeszcze słodko spał. Zadzwonił do mnie około południa, bo chciał mi powiedzieć „dzień dobry”. Po pracy zrobiłam drobne zakupy i poszłam szybko do domu, gdzie czekał na mnie Joey z obiadem. Oglądaliśmy potem jakiś film, a potem poszliśmy na górę. Obudziłam się o piątej rano we wtorek, Joey już nie spał i robił dla nas kawę. Zeszłam na dół i poszłam do łazienki, a potem do kuchni.

A: „Dzień dobry.”
J: „Dzień dobry. Robię już kawę, zjemy śniadanie i odwiozę Cię do pracy, a stamtąd już pojadę do Kolonii.”
A: „Szkoda, że tak szybko minęło. Już tęsknię.”
J: „Ja też żałuję, że to już, ale pomyśl sobie, że za tydzień znowu się zobaczymy. Ojej! Wiesz co, a ja nadal Ci nie dałem prezentu od Św. Mikołaja.”

Poszedł do pokoju, słyszałam, że szuka czegoś w swojej torbie i przyszedł. Dostałam buzi i dał mi małe opakowanie. Otworzyłam pudełko, a tam była śliczna bransoletka. Rzuciłam mu się z radości na szyję i pocałowałam.

A: „Jaka ładna. Dziękuję kochanie.”
J: „Proszę bardzo. Cieszę się, że Ci się podoba.”
A: „Bardzo mi się podoba.”
J: „To bardzo się cieszę. Teraz jak na nią popatrzysz to od razu pomyślisz o mnie.”
A: „I bez niej cały czas o Tobie myślę, ale jest śliczna.”

Niestety musieliśmy się już zbierać i wychodzić z domu, bo miałam do pracy na siódmą. Joey mnie odwiózł, a sam udał się na A4. Pocieszało mnie tylko tyle, że niedługo się zobaczymy. No i w końcu nastały Święta. Joseph był z dziećmi u Patricii, a ja ze swoją rodziną. Tęskniłam choć nie widziałam go dopiero kilka dni. Cieszyłam się, że go niedługo zobaczę. Miałam jechać do Kolonii aż na 6 dni. Nie mogłam się doczekać. Poza tym miała być też Ola z Patrickiem. Już dość dawno było ustalone, że idziemy do Angelo i Kiry, ponieważ robią wielką imprezę. Byli teraz w domu, bo całkiem niedawno urodził się baby Joseph i nie mogli na razie podróżować. W piwnicy Angelo było studio i między świętami razem z Joeyem i Paddym sprzątali tam i tam miała być zabawa. Joey powiedział mi, że chłopaki będą z nim do końca roku, a Lilly zabierzemy na Sylwestra. Dzieciaki będą mieć własne Sylwestra na górze i będzie z nimi niania, a nawet dwie, bo będzie ich dużo. Tanja zgodziła się, żeby chłopcy byli u Joeya, bo i tak mieli teraz wolne. A Kira przekonała ją, żeby Liliann też przyjechała na Sylwestra.
Poleciałam do Kolonii 29 grudnia rano, miałam zostać aż do wtorku. Na lotnisku w hali przylotów nie było Joeya, pomyślałam, że będzie przed lotniskiem i poszłam na parking. Spotkaliśmy się przy wejściu na parking jak Joey biegł do hali przylotów. Powiedział, że są korki i dlatego się spóźnił. Potem się do mnie przytulił, pocałował i powiedział, że chłopaki siedzą w aucie, więc poszliśmy do nich. Leon jak mnie zobaczył, szybko wysiadł i podbiegł. Bardzo go polubiłam, przypominał mi Joeya, z wyglądu i z zachowania. Jak  się witaliśmy z Leonem z samochodu wysiadł Luke i grzecznie stał. Popatrzyłam na Lukea i pomyślałam sobie, że to już taki duży chłopiec i widać było, że uwielbia swojego tatę, patrzył w niego jak w obraz, był podobnie ubrany i  miał długie włosy związane w kitkę. Joey w tym czasie wkładał moją walizkę do bagażnika. Leon zauważył Luke’a i powiedział:

Le: „Zobacz Luke, to jest Ann.”
Lu: „Dzień dobry.”
A: „Cześć Luke.”
J: „Chłopcy wsiadajcie do samochodu, bo tu auta jeżdżą.”
Le: „Dobrze, ale Ann pomożesz mi się zapiąć w foteliku?”
A: „Oczywiście.”

Popatrzyłam na Josepha i uśmiechnęliśmy się do siebie, wiedzieliśmy bowiem, że Leon sobie sam całkiem dobrze radzi z zapinaniem pasa. Widocznie chciał po prostu, abym to ja mu pomogła. Więc zapięłam go i Leon żartował sobie i opowiadał jakieś śmieszne historyjki, a Luke nic nie mówił tylko patrzył. Zamknęłam drzwi od strony Leona, a Joey otworzył mi moje, ale nim wsiadłam dał mi jeszcze szybkiego buziaka. Na co Leon zaczął się śmiać, a Luke się uśmiechnął. Joey zamknął drzwi i poszedł na swoje miejsce. Leon całą drogę do domu coś opowiadał, a Luke czasem tylko coś dopowiedział, widziałam, że mi się przygląda. Nie dziwiłam mu się, że tak obserwuje. Minął rok, od kiedy jego życie się zmieniło, nie było taty w pobliżu, był Stive, a teraz pojawiłam się ja. Na pewno było mu ciężko. Już w domu Joey poszedł zanieść walizkę do sypialni. Leon chciał mi pokazać pokój, bo tata mu coś nowego kupił, więc poszłam z nim uspokojona przez Joe, który powiedział, że obiad on robi. Luke poszedł z tatą. Po jakichś 15 minutach poszłam do kuchni, bo chciało nam się z Leonem pić, a bawiliśmy się świetnie składając klocki lego. Podeszłam do drzwi, ale się wycofałam, bo usłyszałam jak Luke płacze i Joey mu coś tłumaczy. Było mi tak strasznie go żal. On nawet nie mówił o mnie tylko o całej tej sytuacji, że jest mu ciężko. Chciałby częściej widywać się z tatą i cieszy się, że się z mamą dogadali i mogą tu być tak długo. Poszłam więc do łazienki, a wychodząc szłam już dość głośno, by mnie w kuchni usłyszeli. Jak tam weszłam, to udawałam, że nic się nie stało, że o niczym nie wiem. Uśmiechnęłam się do nich i podeszłam do lodówki, wyciągnęłam sok, a potem szklanki z szafki. Powiedziałam im, że z Leonem  bawimy się klockami lego. Luke powiedział, że zaraz do nas przyjdzie. Widziałam, że Joey wie, że słyszałam i zrobił smutną minę, ale żeby Luke nie zobaczył. Do wieczora bawiliśmy się klockami we czwórkę. Na kolację chłopcy chcieli pizzę, więc zamówiliśmy. O 21:00 Joseph zagonił chłopców do łóżek, choć się buntowali, ale Joey ze spokojem stwierdził, że koniec tego dobrego i jutro też jest dzień. Ja się nie wtrącałam w jego decyzję ani nie negocjowałam. Leon próbował bym mu pomogła, ale powiedziałam, że decyzja taty jest niepodważalna. Widziałam, że Luke aż się uśmiechnął. W końcu poszli do swojego pokoju, gdzie ucichły rozmowy dopiero po 22. W tym czasie zdążyliśmy się wykąpać i przygotować do snu. Joseph powiedział mi, o co chodziło z Lukiem. Rozmawialiśmy chyba z godzinę. Joey cieszył się, że się w końcu dogadał z Tanją i od miesiąca jest względny spokój. Trochę ponoć się burzyła jak wyszły na jaw moje i Joeya zdjęcia, ale tym w ogóle się nie przejmowaliśmy. Leżeliśmy przytuleni i już nie rozmawialiśmy, myślałam, że Joey usypia. A on nie spał, pocałował mnie mocno i zaczął rozbierać mnie i siebie. Całowaliśmy się prawie do utraty tchu, jednocześnie starając się być cicho. Byliśmy tak za sobą stęsknieni, że nie potrzebowaliśmy za dużo czasu, by ze sobą być. Czułam się tak, jakby przeszło jakieś tornado. Joey przyciągnął mnie do siebie i szepnął, że bardzo mu się podobało, a potem pocałował. Przytuliłam się do niego i zasnęliśmy.

2 komentarze:

  1. Szkoda mi dzieci Joeya. Minął rok a one dalej przeżywają rozstanie rodziców. Dzieci chyba z tego nie wyrastają i nie zapominają, nieważne w jakim są wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety dzieci zawsze tracą na tym jak rozbija się rodzina...

      Usuń