W niedzielę wstaliśmy dość późno, ale
nigdzie nam się nie spieszyło. Zrobiłam tylko coś do picia i jedzenia i
spędziliśmy ten dzień w łóżku. Na przemian rozmawiając, kochając się i śpiąc. W
poniedziałek poszłam do pracy, gdy Joseph jeszcze słodko spał. Zadzwonił do
mnie około południa, bo chciał mi powiedzieć „dzień dobry”. Po pracy zrobiłam
drobne zakupy i poszłam szybko do domu, gdzie czekał na mnie Joey z obiadem.
Oglądaliśmy potem jakiś film, a potem poszliśmy na górę. Obudziłam się o piątej
rano we wtorek, Joey już nie spał i robił dla nas kawę. Zeszłam na dół i
poszłam do łazienki, a potem do kuchni.
A: „Dzień dobry.”
J: „Dzień dobry. Robię już kawę, zjemy
śniadanie i odwiozę Cię do pracy, a stamtąd już pojadę do Kolonii.”
A: „Szkoda, że tak szybko minęło. Już
tęsknię.”
J: „Ja też żałuję, że to już, ale
pomyśl sobie, że za tydzień znowu się zobaczymy. Ojej! Wiesz co, a ja nadal Ci
nie dałem prezentu od Św. Mikołaja.”
Poszedł do pokoju, słyszałam, że szuka
czegoś w swojej torbie i przyszedł. Dostałam buzi i dał mi małe opakowanie.
Otworzyłam pudełko, a tam była śliczna bransoletka. Rzuciłam mu się z radości
na szyję i pocałowałam.
A: „Jaka ładna. Dziękuję kochanie.”
J: „Proszę bardzo. Cieszę się, że Ci
się podoba.”
A: „Bardzo mi się podoba.”
J: „To bardzo się cieszę. Teraz jak na
nią popatrzysz to od razu pomyślisz o mnie.”
A: „I bez niej cały czas o Tobie
myślę, ale jest śliczna.”
Niestety musieliśmy się już zbierać i
wychodzić z domu, bo miałam do pracy na siódmą. Joey mnie odwiózł, a sam udał
się na A4. Pocieszało mnie tylko tyle, że niedługo się zobaczymy. No i w końcu
nastały Święta. Joseph był z dziećmi u Patricii, a ja ze swoją rodziną.
Tęskniłam choć nie widziałam go dopiero kilka dni. Cieszyłam się, że go
niedługo zobaczę. Miałam jechać do Kolonii aż na 6 dni. Nie mogłam się
doczekać. Poza tym miała być też Ola z Patrickiem. Już dość dawno było
ustalone, że idziemy do Angelo i Kiry, ponieważ robią wielką imprezę. Byli
teraz w domu, bo całkiem niedawno urodził się baby Joseph i nie mogli na razie
podróżować. W piwnicy Angelo było studio i między świętami razem z Joeyem i
Paddym sprzątali tam i tam miała być zabawa. Joey powiedział mi, że chłopaki
będą z nim do końca roku, a Lilly zabierzemy na Sylwestra. Dzieciaki będą mieć
własne Sylwestra na górze i będzie z nimi niania, a nawet dwie, bo będzie ich
dużo. Tanja zgodziła się, żeby chłopcy byli u Joeya, bo i tak mieli teraz
wolne. A Kira przekonała ją, żeby Liliann też przyjechała na Sylwestra.
Poleciałam do Kolonii 29 grudnia rano,
miałam zostać aż do wtorku. Na lotnisku w hali przylotów nie było Joeya,
pomyślałam, że będzie przed lotniskiem i poszłam na parking. Spotkaliśmy się
przy wejściu na parking jak Joey biegł do hali przylotów. Powiedział, że są
korki i dlatego się spóźnił. Potem się do mnie przytulił, pocałował i
powiedział, że chłopaki siedzą w aucie, więc poszliśmy do nich. Leon jak mnie
zobaczył, szybko wysiadł i podbiegł. Bardzo go polubiłam, przypominał mi Joeya,
z wyglądu i z zachowania. Jak się
witaliśmy z Leonem z samochodu wysiadł Luke i grzecznie stał. Popatrzyłam na
Lukea i pomyślałam sobie, że to już taki duży chłopiec i widać było, że
uwielbia swojego tatę, patrzył w niego jak w obraz, był podobnie ubrany i miał długie włosy związane w kitkę. Joey w
tym czasie wkładał moją walizkę do bagażnika. Leon zauważył Luke’a i
powiedział:
Le: „Zobacz Luke, to jest Ann.”
Lu: „Dzień dobry.”
A: „Cześć Luke.”
J: „Chłopcy wsiadajcie do samochodu,
bo tu auta jeżdżą.”
Le: „Dobrze, ale Ann pomożesz mi się
zapiąć w foteliku?”
A: „Oczywiście.”
Popatrzyłam na Josepha i
uśmiechnęliśmy się do siebie, wiedzieliśmy bowiem, że Leon sobie sam całkiem
dobrze radzi z zapinaniem pasa. Widocznie chciał po prostu, abym to ja mu
pomogła. Więc zapięłam go i Leon żartował sobie i opowiadał jakieś śmieszne
historyjki, a Luke nic nie mówił tylko patrzył. Zamknęłam drzwi od strony
Leona, a Joey otworzył mi moje, ale nim wsiadłam dał mi jeszcze szybkiego
buziaka. Na co Leon zaczął się śmiać, a Luke się uśmiechnął. Joey zamknął drzwi
i poszedł na swoje miejsce. Leon całą drogę do domu coś opowiadał, a Luke
czasem tylko coś dopowiedział, widziałam, że mi się przygląda. Nie dziwiłam mu
się, że tak obserwuje. Minął rok, od kiedy jego życie się zmieniło, nie było
taty w pobliżu, był Stive, a teraz pojawiłam się ja. Na pewno było mu ciężko.
Już w domu Joey poszedł zanieść walizkę do sypialni. Leon chciał mi pokazać
pokój, bo tata mu coś nowego kupił, więc poszłam z nim uspokojona przez Joe,
który powiedział, że obiad on robi. Luke poszedł z tatą. Po jakichś 15 minutach
poszłam do kuchni, bo chciało nam się z Leonem pić, a bawiliśmy się świetnie
składając klocki lego. Podeszłam do drzwi, ale się wycofałam, bo usłyszałam jak
Luke płacze i Joey mu coś tłumaczy. Było mi tak strasznie go żal. On nawet nie
mówił o mnie tylko o całej tej sytuacji, że jest mu ciężko. Chciałby częściej
widywać się z tatą i cieszy się, że się z mamą dogadali i mogą tu być tak długo.
Poszłam więc do łazienki, a wychodząc szłam już dość głośno, by mnie w kuchni
usłyszeli. Jak tam weszłam, to udawałam, że nic się nie stało, że o niczym nie
wiem. Uśmiechnęłam się do nich i podeszłam do lodówki, wyciągnęłam sok, a potem
szklanki z szafki. Powiedziałam im, że z Leonem
bawimy się klockami lego. Luke powiedział, że zaraz do nas przyjdzie.
Widziałam, że Joey wie, że słyszałam i zrobił smutną minę, ale żeby Luke nie
zobaczył. Do wieczora bawiliśmy się klockami we czwórkę. Na kolację chłopcy
chcieli pizzę, więc zamówiliśmy. O 21:00 Joseph zagonił chłopców do łóżek, choć
się buntowali, ale Joey ze spokojem stwierdził, że koniec tego dobrego i jutro
też jest dzień. Ja się nie wtrącałam w jego decyzję ani nie negocjowałam. Leon
próbował bym mu pomogła, ale powiedziałam, że decyzja taty jest niepodważalna.
Widziałam, że Luke aż się uśmiechnął. W końcu poszli do swojego pokoju, gdzie
ucichły rozmowy dopiero po 22. W tym czasie zdążyliśmy się wykąpać i
przygotować do snu. Joseph powiedział mi, o co chodziło z Lukiem. Rozmawialiśmy
chyba z godzinę. Joey cieszył się, że się w końcu dogadał z Tanją i od miesiąca
jest względny spokój. Trochę ponoć się burzyła jak wyszły na jaw moje i Joeya
zdjęcia, ale tym w ogóle się nie przejmowaliśmy. Leżeliśmy przytuleni i już nie
rozmawialiśmy, myślałam, że Joey usypia. A on nie spał, pocałował mnie mocno i
zaczął rozbierać mnie i siebie. Całowaliśmy się prawie do utraty tchu,
jednocześnie starając się być cicho. Byliśmy tak za sobą stęsknieni, że nie
potrzebowaliśmy za dużo czasu, by ze sobą być. Czułam się tak, jakby przeszło
jakieś tornado. Joey przyciągnął mnie do siebie i szepnął, że bardzo mu się
podobało, a potem pocałował. Przytuliłam się do niego i zasnęliśmy.
Szkoda mi dzieci Joeya. Minął rok a one dalej przeżywają rozstanie rodziców. Dzieci chyba z tego nie wyrastają i nie zapominają, nieważne w jakim są wieku.
OdpowiedzUsuńniestety dzieci zawsze tracą na tym jak rozbija się rodzina...
Usuń