niedziela, 11 maja 2014

116. Ania – grudzień 2010



Wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy po Lilly.  Trochę się denerwowałam, bo jakby nie patrzeć jechaliśmy do jego byłej żony i matki jego dzieci. No sytuacja nie była wesoła. Chłopcy nic przez całą drogę nie powiedzieli. Dojechaliśmy na miejsce, Joey wysiadł i zapukał do drzwi. Otworzył Stive, jak poinformował mnie Leon. Luke zapytał czy może iść się przywitać. Powiedziałam, że tak, ale musi poczekać, ponieważ stoimy na ulicy, a on siedział od strony kierowcy. Wysiadłam, otworzyłam mu drzwi i przeprowadziłam na chodnik. Pobiegł do domu, a ja wsiadłam z powrotem do samochodu. Leon powiedział, że on nie chce iść. Za chwilę otworzyły się drzwi i wyszedł Joey, Luke, Lilly, Tanja i Stive. Podeszli do samochodu, ja ich nie zauważyłam, bo rozmawiałam z Leonem, próbowałam go przekonać do tego, by się przywitał. Usłyszałam delikatne pukanie w szybę i zobaczyłam Josepha, który się do mnie uśmiechał. Wysiadłam i przedstawił mnie im. Stive był miły, ale Tanja nie za bardzo. Przyglądała mi się. Za chwilę już takim niemiłym tonem kazała Leonowi wysiąść i się przywitać. On nie chciał, a ona zaczęła krzyczeć na Joeya, że to nasza wina. Stive ją odciągnął na bok i coś do niej mówił, że sama słyszała, że jeszcze namawiałam Leona by wysiadł z samochodu. Joey poprosił Lukea i Lilly by wsiedli do auta, bo było zimno, sam zapiął Lilly w foteliku. Niestety Leon zaczął płakać. Sytuacja nie była miła. Pożegnałam się i wsiadłam do samochodu, obróciłam do Leona i zaczęłam go uspokajać. Joey się pożegnał i pojechaliśmy. Leon dopiero w połowie drogi się uspokoił. Powiedział tylko, że bardzo chce się przytulić, więc Joey zjechał do McDonaldsa na parking. Wysiadłam, otworzyłam Leona drzwi i odpięłam go z fotelika, a w tym czasie Joseph już podszedł. Przytulił go i mały już się do końca uspokoił. Potem chciał jeszcze do mnie, więc Joey poszedł porozmawiać z pozostałą dwójką. Chwilę jeszcze postaliśmy na tym parkingu i tak już wiedzieliśmy, że się spóźnimy do Angelo, a dzieci przecież były ważniejsze. Gdy przyjechaliśmy na miejsce wszyscy już byli. Widziałam, że Ola i Paddy patrzą na nas z niepokojem. Przy przywitaniu powiedziałam Oli na ucho, że potem im powiemy. Oni znali sprawę i Paddy nawet dzwonił jak jechaliśmy, więc wiedziała, że chodziło o Tanję. Joey zapytał mnie czy bardzo będzie mi przeszkadzało, jak się trochę więcej napije. Wiedziałam, że dziś mu potrzeba. Przywitałam się z tymi, co znałam i Joseph zapoznał mnie z Kirą i Angelo. Okazali się równie mili jak reszta zebranego tu rodzeństwa. Było mnóstwo dzieci, które biegały, przekrzykiwały się, ale Patricia powiedziała do nich, że już czas, aby poszli na górę. Tam były dwie nianie, które miały się nimi opiekować. Leon co jakiś czas zbiegał i sprawdzał czy jesteśmy, kilka razy przyszedł do mnie i się przytulał, ale nikt tego nie komentował. Zapytali tylko, co się stało, że Leon jest taki niespokojny i to, że się spóźniliśmy. Joseph powiedział im, że mieliśmy spięcie z Tanją, mały przejął się i płakał. Po wizycie u Tanji chyba się bał, że Joey i ja znikniemy mu z oczu. Tak mi go było żal, był mały i naprawdę wielu rzeczy jeszcze nie rozumiał. Chyba czuł się lepiej pod opieką taty. Poznałam go już  dość dobrze i wiedziałam, że ogólnie to dobre i grzeczne dziecko. Jak każdy maluch lubił dokazywać i czasem poszaleć. Nie mieliśmy z Joey’em problemu, żeby go uspokoić. Jak miał iść spać, to najpierw przyszedł przytulił się i do mnie i do Joeya. Na imprezie fajnie się bawiliśmy. Na początku byłam trochę spięta choć znałam już większość rodzeństwa Josepha. Chyba najlepiej jednak rozmawiało i bawiło mi się z Olą. Ona też trochę czuła się skrępowana. Mieliśmy tam spać, więc można było się napić. Siedzieliśmy sobie wszyscy, a Joey oczywiście posyłał swoje „ulubione” teksty w stronę Paddy’ego i trochę się przekomarzali. Ola już od Paddy’ego wiedziała na czym polegają żarty Joeya i śmiała się tak jak ja. Inni nie za bardzo wiedzieli czego się one tyczą, ale znali Joeya, więc też mieli z nich ubaw. Paddy sobie świetnie radził z odbijaniem piłeczki słownej w stronę Josepha. Nie krępował się jak jeszcze dwa miesiące temu. Widać było, że się zmienił. Było mnóstwo jedzenia, bo każdy coś ze sobą przyniósł, a Kira chyba ze trzy dni spędziła w kuchni. Tańczyliśmy, rozmawialiśmy, jedliśmy. Wszystkiego po trochu.

4 komentarze:

  1. Joey jaki grzeczny. Rzadko się zdarza, by facet pytał czy może się trochę więcej napić. Ciekawe gdzie uczą takich manier.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee bo to tylko początki... Myślisz że zawsze taki będzie?

      Usuń
    2. Nie wiem, co ukykowałyście dla czytelnikó w dalszych częściach, ale do tej pory raczej był bardzo grzeczny. Choć zazwyczaj bywa tak, że początkowo w związku zawsze jest miło. :-) Dopiero z czasem odkrywamy swoje prawdziwe oblicze.

      Usuń