piątek, 9 maja 2014

112. Ola – grudzień 2010



Święta minęły szybko, intensywnie i bardzo rodzinnie, jak zwykle z resztą. Wieczorami, a raczej nocami rozmawialiśmy z Patrickiem na Skype, żebyśmy chociaż trochę poczuli obecność tych drugich. Mówił, że już mu źle beze mnie i że nigdy przedtem nie mieliśmy tak długiej rozłąki. W końcu nadszedł Sylwester. Loty do Kolonii były beznadziejne, mimo że zamawiałam bilety zaraz po tym, jak postanowiliśmy iść do Angelo. W miarę niedrogi lot był ostatniego dnia grudnia o 10, więc tak ni w 5 ni w 10. Miałam obudzić Patricka przed samym wylotem, ale nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że wieczorem będzie nieprzytomny. Zadzwoniłam dopiero z taksówki parę minut przed jego mieszkaniem. Drzwi były otwarte, weszłam po cichu i zakradłam się do łazienki, gdzie Patrick szorował zęby. Tak mocno tęskniłam, że chciałam mu się rzucić na szyję, ale jego widok rozbawił mnie prawie do łez.

O: „Boże drogi, jak Ty wyglądasz!?!?!” – powiedziałam głośno, aż podskoczył i opluł umywalkę. Zaczął się śmiać, płukał usta, gdy przytuliłam się do jego pleców. Odwrócił się, a ja jeszcze bardziej się roześmiałam. Włosy – każdy w inną stronę, nieogolony, zaspany.
P: „Cześć kochanie! Ależ się stęskniłem! Miałaś mnie obudzić wcześniej, to zdążyłbym doprowadzić się do porządku.”
O: „Nie miałam sumienia Cię budzić. A ten zarost nawet mi się podoba. Wyglądasz sexy!” – przejechałam ręką po jego policzku i twarzy.
P: „Naprawdę?” – pocałował mnie w czoło – „Ale niestety musisz mi teraz dać 10 min na prysznic, a potem…” – specjalnie zawiesił głos.
O: „Co potem?”
P: „A potem… zrobisz, co będziesz chciała.”
O: „Brzmi ciekawie.” – cmoknęłam go w usta i poszłam rozpakować walizkę.

Wyszedł faktycznie po 10 min z mokrymi włosami, ale nie ogolony. Pewnie zrobił to specjalnie dla mnie. Miałam chęć się na niego rzucić i nie puszczać, ale zamiast tego trajkotałam w najlepsze. O tym, że nie można dopuścić, żebyśmy się tak długo nie widzieli, o tym, że tak mocno tęskniłam. W trakcie mojego monologu próbował mnie objąć i pocałować, ale go zrugałam, że myśli tylko o jednym, to się uspokoił. Siedząc na sofie daliśmy sobie prezenty pod choinkę i popłakaliśmy się ze śmiechu, bo kupiliśmy sobie to samo: grube, świąteczne skarpety i czapki z uszami. Zauważyłam, że ma jakąś nowinę, więc wreszcie powiedział mi o planowanej niespodziance. W marcu będzie miał występ w Paryżu i chce, abym mu towarzyszyła. On będzie tam cały tydzień, ale ustaliliśmy, że ja dolecę w środę lub czwartek po pracy i wrócę w niedzielę. Koncert będzie w piątek. Ucieszyłam się bardzo, gratulowałam, bo otwierał i zamykał chrześcijański festiwal i sam Papież poprosił go o to, więc było to mocne wyróżnienie. Ma nawet napisać piosenkę specjalnie z tej okazji i już ma pomysł w głowie, więc jak skończy, to obiecał, że mi zagra. Cieszyłam się razem z nim, przytuliłam, ale on nie chciał już puścić, zaczął całować, a że ja też już bym nie wytrzymała, to się poddałam, aż nagle zadzwonił telefon Patricka, który odebrał po dłuższej chwili, gdy się oderwał ode mnie.

P: „Damn it! To Joey!” – i do słuchawki mówi – „Joseph, bracie, ale sobie moment wybrałeś!!!” – po chwili dodaje – „Joey, na litość, nie teraz!!!”, nagle zrobił zdziwioną minę i powiedział: „Oj, Ann, to Ty, przepraszam…” i patrząc na mnie dodaje: „Tak. Już Ci ją daję.” – przekazał mi słuchawkę zanosząc się od śmiechu, to ja też nie utrzymałam powagi.
O: „Halo, cześć Aniu.”
A: „Cześć. Sorry, że przeszkadzam, Paddy mówi, że nie w porę.”
O: „Oj tam, głupoty gada zamiast normalnie odebrać telefon, hahaha.”
A: „Rozmawiałam z Patricią o tym, co wziąć na Sylwestra. Powiedziała, że alkohol i jakąś sałatkę.”
O: „O, super, że mi przekazujesz. Mam nadzieję, że Patrick zrobił zakupy. Obiorę jeszcze trochę warzyw i zrobię do nich dipy, to zawsze schodzi na imprezach.”
A: „Pewnie, możesz wziąć. Będzie nas dużo, to na pewno pójdzie. Do zobaczenia wieczorem.”
O: „Do zobaczenia. A denerwujesz się? Ja trochę tak.”
A: „Ja też, ale będzie dobrze, zobaczysz.”
O: „Mam nadzieję, to pa.”
A: „Pa.”

O: „Patrick, Ty może najpierw sprawdź, kto do Ciebie dzwoni, a potem gadaj głupoty, dobrze?”
P: „No, a kto może dzwonić od Joe, jak napisane, że Joe?” – spytał śmiejąc się.
O: „Ania może dzwonić. I pamiętaj o tym.”
P: „Dobrze, dobrze. A teraz wyłączam telefon.”
O: „Po co?”
P: „Po to, by nam nikt teraz nie przeszkadzał.”

2 komentarze: