niedziela, 25 maja 2014

125. Ania – styczeń/luty 2011



Ania
Joseph po dwóch dniach od swojego telefonu, przyjechał. Akurat robiłam kolację jak usłyszałam klucz w drzwiach i za chwilę zobaczyłam go. Bardzo się ucieszyłam, że go widzę, aż rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie i uniósł do góry. Pocałowaliśmy się mocno.
J: „Dear, ubierz się w coś ciepłego, bo idziemy na dwór.”
A: „Ale po co? Zimno jest.”
J: „No chodź… Pokażę Ci coś.”
A: „Ale kusisz, wygrałeś, dobrze już się ubieram.”
Zeszliśmy na podwórko i poszliśmy na parking, a tam stanęliśmy koło ślicznego, nowego auta. Był koloru wiśniowego i była to Mazda taka wersja sportowa. Zapytałam.
A: „Kochanie, kupiłeś samochód?”
J: „Nie. Wygrałem go.”
A: „I dopiero mi o tym mówisz? Bardzo się cieszę, ale fajnie. Gratulacje. Pasuje do Ciebie.”
J: „Nie zatrzymam go. To bez sensu, niepotrzebny mi drugi samochód.”
A: „Zatrzymasz...”
J: „Ann, daj spokój. Wiesz, że to bez sensu. Nie ukrywam, że mi się bardzo podoba to auto, ale jestem rozsądnym człowiekiem.”
A: „Kochanie, ale ja jednak uważam, że powinieneś zatrzymać to auto, a ja będę...”
J: „Co, Ty? O czym Ty mówisz?”
Widziałam, że aż zaniemówił. Patrzył chwilę na mnie, a ja wzięłam go za rękę i zaczęłam iść w stronę domu. Nic nie powiedziałam, więc Joey też nie. Widziałam, że intensywnie o czymś myśli. Gdy weszliśmy do mieszkania zdjęłam kurtkę i buty i poszłam do kuchni. Joey stał w progu i mi się przyglądał. W końcu zapytał.
J: „Powiesz mi, co miałaś na myśli? Co będziesz?”
A: „Zaraz pogadamy. Dokończę kolację, bo na pewno jesteś zmęczony i głodny.”
J: „No trochę. Wykąpię się i przebiorę, bo jechałem długo. Tak mi się do Ciebie spieszyło.”
A: „Ok. To idź.”
Joseph poszedł do łazienki, a ja zastanawiałam się jak mu powiedzieć, że się do niego przeprowadzę, ale stwierdziłam, że samo jakoś to wyjdzie. Przygotowałam kolację na stole, a sama stanęłam przy oknie i podziwiałam płatki śniegu. Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam, że Joey przyszedł i przytulił się do moich pleców. Potem pocałował mnie w szyję.
J: „Stęskniłem się za Tobą. Wiesz?”
A: „Ale chyba nie tak bardzo, jak ja za Tobą?”
Joey zrobił zdziwioną minę, a ja wybuchnęłam śmiechem.
A: „Chodź. Zjesz coś.”
J: „Ale pięknie pachnie, jednak czuję, że jestem głodny. Wiesz, że się cały miesiąc nie widzieliśmy?”
A: „Wiem, a wracając do tematu, to tak sobie pomyślałam, że Ty będziesz jeździł Mazdą, a Toyotę... a Toyotę zostawisz mi...”
J: „Masz na myśli... nie... chcesz mi powiedzieć, że że...”
A: „Tak. Chcę Ci powiedzieć, że chcę z Tobą zamieszkać.”
Widziałam, że aż zmieniła mu się twarz z radości, uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie, a potem pocałował. Po paru minutach oderwaliśmy swoje usta od siebie. Uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam po policzku.
J: „Bardzo się cieszę. Chyba nawet sobie tego nie wyobrażasz. Naprawdę bardzo, bardzo się cieszę. Nie chciałem pytać, bo obiecałem Ci czas do zastanowienia.”
A: „Przemyślałam sobie wszystko i wiem, że warto. Może nie będzie łatwo, ale życie na tym polega, że są wybory w nim. Powiedz mi, jak Ty to wszystko widzisz.”
J: „Myślę sobie, że na razie zamieszkamy u mnie, ale chyba dom byłby lepszy. Co Ty na to?”
A: „Dom? No może fakt, lepszy, ale to wtedy trzeba byłoby go kupić, tak?”
J: „No tak. Trzeba wybrać i kupić, a potem urządzić. Żeby był taki od początku do końca nasz, rozumiesz, co mam na myśli?”
A: „No rozumiem, ok, to dobry pomysł. A myślałeś, gdzie by miał być, oprócz tego, że w Niemczech?”
J: „No, wydaje mi się, że w okolicach Kolonii.”
A: „Skarbie, no to mi pomogłeś. Okolice Kolonii, no to może troszkę jaśniej, co? Przecież okolice są rozległe, może trzeba jakoś zmniejszyć obszar poszukiwań?”
J: „Hahahaha, no, to fakt. Mam pomysł Angelo i Kira mają dom w Kall. Więc może te 80 km od Kolonii będzie wyznacznikiem, co? Może jakieś miasteczko.”
A: „O, to jakiś pomysł. To już wiemy, reszta się okaże, czego szukamy. Popatrzę w necie. Muszę też pracę znaleźć i myślę, że dopiero wtedy się do Kolonii przeniosę.”
J: „Nie musisz pracować, a ja bym się ucieszył jakbyś już się przeprowadziła.”
A: „Joey! Ale ja chcę pracować i tego jestem pewna. Mogę oczywiście szukać i domu i pracy, dam radę i na pewno wszystko się poukłada.”
J: „Ok. Tak mówię tylko, żebyś wiedziała, że masz wybór. Nie widzę problemu.”
A: „Dobrze, zapamiętam, ale wolę pracować. Zobaczymy jak i kiedy się przeprowadzę, dobrze? Domu będę szukać, ale Ty też szukaj, bo nie wiem czy mamy takie samo zdanie na ten temat.”
J: „No i super, wiesz co, naprawdę cieszę się bardzo z Twojej decyzji.”
A: „Też się cieszę, wiem ile to dla Ciebie znaczy. Chcę wszystko poukładać. Może być mniej po kolei, ale przemyślane. Praca, dom, bo też nie wiadomo ile to potrwa.”
J: „Wiem, musisz teraz pozamykać swoje sprawy w Polsce. Ale jak będziesz mieć pracę, to już się wprowadzisz do mieszkania?”
A: „No tak, dom nie jest dla mnie najważniejszy. Obiecuję, że jak tylko będę mieć pracę, to przyjadę do Kolonii.”
J: „No to chciałem usłyszeć. A Teraz mam dla Ciebie niespodziankę. Ponieważ teraz przyjechałem tak na chwilę, to chcę Cię zabrać na zawody i może byś na tydzień się wyrwała, co? To lekkie zawody, więc się nie będziesz o mnie bała. Wiem, że teraz się bałaś i nie zaprzeczaj. A przy okazji spędzimy razem Walentynki. Wiem, że późno Ci o tym mówię, ale jak tu jechałem, to mi wpadło do głowy.”
A: „Oooo zaskoczyłeś mnie, ale pozytywnie. Pewnie, że tak. Tylko szkoda, że teraz tak szybko będziesz musiał pojechać. Wiesz co, jeszcze o jednym ważnym fakcie nie porozmawialiśmy. Leon. Chcę Ci tylko powiedzieć, że cokolwiek zdecydujesz oczywiście się zgadzam. Jeśli będzie chciał mieszkać z nami, to nie widzę problemu.”
J: „No tak, chciałem o tym pogadać. Nie masz nic przeciwko? Naprawdę? To super, muszę z Tanją i małym o tym porozmawiać, ale teraz będzie mi łatwiej, bo znam już Twoje zdanie.”
A: „Pewnie, że się zgadzam, to są Twoje dzieci i nie mam nic przeciwko nim. Pamiętaj o tym.”
J: „No i super. Kolacja była pyszna, ale chodź do pokoju. ”
Poszliśmy do pokoju i siadłam Joeyowi na kolanach. A on próbował się gdzieś dodzwonić.
J: „Cholera. No mam ważną sprawę, a on nie odbiera.”
A: „Ale kto nie odbiera?”
J: „Paddy. Dzwonię i dzwonię od kilku godzin, a tu nic, telefon wyłączony. Kurde.”
A: „O, a propos Paddyego, to możesz mi powiedzieć coś o tej Brendzie?”
J: „O jakiej Brendzie?”
A: „No o byłej Paddyego, tej sprzed zakonu.”
J: „No właśnie, sprzed zakonu, to było dawno, więc uważam, że nie ma o czym mówić. Czemu się tym interesujesz?”
A: „Nie, tak tylko pytam, bo Ola mi mówiła, że ona do Paddyego dzwoniła.”
J: „Nie masz o czym myśleć? Uważam, że nie ma czym się przejmować. Pewnie się dowiedziała, że wyszedł z zakonu i dlatego zadzwoniła, by np. powiedzieć cześć.”
A: „Pewnie masz rację, ale martwię się. Bo to dla mnie dziwne, że po tylu latach ona do niego dzwoni.”
J: „Nie przesadzaj. A co w tym złego, że dzwoni do niego? Dawno się nie widzieli. Paddy da sobie radę. A Ty daj sobie spokój.”
A: „No dobrze, tak tylko pytałam. O kurczę, późno już, a ja jutro do pracy idę.”
J: „Tak od razu idziesz spać? A ja dziś do Ciebie dopiero przyjechałem... miesiąc się nie widzieliśmy.”
Pomyślałam, że zbywa mnie, bo nie chce siać paniki. Uśmiechnął się, a potem pocałował. Świat zawirował, gdy po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie. Wstałam, wzięłam go za rękę i poszłam do sypialni. Tak się za sobą stęskniliśmy, że długo nie mogliśmy się od siebie oderwać. Ledwo usnęłam, a już budzik mnie obudził. Byłam trochę niewyspana, ale miałam wspaniały humor. Nie mogłam się doczekać, aż skończę pracę i pojadę do Josepha. Cieszyłam się, że przyjechał. Choć często moje myśli były poświęcone Oli. Dręczyła mnie ta Brenda, ale miałam nadzieję, że to Joey ma rację i nie ma się czym przejmować. Po pracy wyszłam przed budynek i zobaczyłam Joeya opartego o samochód. Powiedział, że obiad gotowy, a on się w końcu wyspał. Pojechaliśmy do domu, gdzie zjedliśmy obiad, a potem spędziliśmy miło czas razem. Na przemian całując się, kochając i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Dobrze nam było ze sobą. Żal mi tylko było, że Joseph musi już jechać, ale wiedziałam, że za dwa tygodnie się spotkamy i spędzimy tydzień razem. Czas szybko minie, bo miałam dużo roboty z szukaniem pracy i domu. Joey powiedział, że wyjedzie dopiero po obiedzie jak wrócę z pracy, bo musi być dopiero trzeciego lutego rano w Kolonii, więc jak dojedzie w nocy to i tak zdąży się wyspać. Tak nam przeciągało się to rozstanie, że wyjechał dopiero o 18, a ja poszłam spać, bo byłam bardzo zmęczona.

2 komentarze:

  1. Dobra decyzja !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że im się układa. Podjęli poważną decyzję. Mieszkanie razem, to już nie tylko spotykanie się od czasu do czasu, to wspólne zycie, dzielenie trosk, kłopotów ale i radości.

    OdpowiedzUsuń