piątek, 28 lutego 2014

39. Ola – sierpień 2010



W piątek pojechałam wcześniej do pracy, żeby móc się wyrwać na samolot. Oczy miałam jak zasypane piaskiem. Na lotnisko pojechaliśmy razem autobusem, ale spotkać mieliśmy się dopiero w samolocie. Trzeba było udawać, co tego dnia nie było trudne, bo gdy tylko usiadłam na swoim miejscu w samolocie, a Patrick 10 minut po mnie, zasnęłam i spałam cały lot do Barcelony. Poczułam, jak Patrick bierze mnie za rękę, ale nie otworzyłam nawet oczu. Jak ja byłam w pracy, to on sobie spał, a ja pierwszej nocy spałam 3h,a  drugiej nocy 4h, co jak na mnie było stanowczo za mało. Gdy zbliżaliśmy się do lądowania zaczął ściskać moją rękę, więc się obudziłam. Uśmiechnął się tak cudownie, że aż ja się uśmiechnęłam. Chciałam jechać autobusem, ale uparł się na taxi. Miałam do jakiejś wsiąść i poczekać na niego w środku. Po paru minutach dołączył do mnie. Uważałam, że to bez sensu, ale on na lotnisku wolał być czujny, bo tam różni ludzie przebywają. W hotelu pokoje mieliśmy koło siebie, tylko się zarejestrowaliśmy i poszliśmy nad morze. Była już 22, ale że wyspałam się w samolocie, to mogłam sobie teraz odbić w drugą stronę. Jak doszliśmy na plażę, to chwyciłam Patricka za rękę i zaczęłam biec do morza, w które wpadłam z impetem, aż nam się trochę ubrania zamoczyły. Było gorąco i cudownie, bo z Patrickiem i w naszym miejscu. Szliśmy sobie spacerkiem rozmawiając, przeszliśmy spory kawałek, aż w końcu zamilkliśmy. Było tak błogo, dochodziła nas jakaś muzyka. Patrick i tym razem nie krępował się i objął mnie ramieniem. Nagle ni z tego ni z owego przystanął, cmoknął mnie w czoło i bardzo mocno przytulił. Zdziwiłam się, ale nic nie powiedziałam, tylko staliśmy tak sobie z pięć minut. W końcu tak samo z zaskoczenia się oderwał i pociągnął mnie gdzieś szybkim krokiem. Nie wiedziałam, o co chodzi, póki z pobliskiego namiotu nie usłyszałam naszej piosenki. Spytał czy zatańczymy, odpowiedziałam, że mogę tańczyć o każdej porze dnia i nocy i najchętniej z nim. Zaczął tak tańczyć, żeby utrzymywać kontakt wzrokowy. Zawsze jak tak patrzył, to nogi miałam jak z waty i chęć osunąć się na ziemię. Oparłam się policzkiem o jego policzek i powiedziałam cichutko:
O: „Don’t look at me like that because I’m going to faint.”
P: “Like what?” – czułam, że się uśmiechnął
O: „Oh, you know like what.” – w tym momencie zaśpiewał mi szeptem fragment do ucha
P: „Do you feel my heart beating, do you feel the same.” – ciągnęłam więc naszą gadkę
O: “Is it question for me or in the air?”
P: “To nie pytanie, bo czuję jak Twoje serce bije.”
O: „Jak bije?” – teraz zaczęło galopować.
P: „Szybko bije. Tak jak moje.”
Wtedy zaczął bardzo, bardzo wolno zbliżać się wyczekiwany przez nas moment. Najpierw dostałam CMOK koło ucha, potem bliżej policzka, w policzek i tak stopniowo, aż połączył nas wreszcie prawdziwy pocałunek. Było po prostu bosko. Patrick całował obłędnie. Najpierw delikatnie, jakby się oswajał, potem coraz bardziej namiętnie. Kręciło mi się w głowie. Chyba to dzięki temu otoczeniu, gdzie zaczęły się nasze początki. Morze, plaża, ciepło, szum, wakacje… I teraz chyba przeszły wszystkie moje wątpliwości. W tej chwili wybaczyłam mu to ściemnianie, a  raczej nie mówienie całej prawdy. Bariera, którą sama zbudowałam prysła i teraz było tak, jak być powinno. Czułam się szczęśliwa. I mimo, iż w sobotę będę cały dzień sama, a w niedzielę powrót do domu i praca w poniedziałek, to wiedziałam, że na mojej obecnej drodze nie może zabraknąć Patricka. Nie wiedziałam, co ta droga przyniesie, ani jak to się ułoży, ale musiałam spróbować. Czy ja zdążyłam o tym wszystkim pomyśleć w trakcie naszego pocałunku? Oderwaliśmy się od siebie, a gdy Patrick skwitował to tym swoim przedłużonym „niiiice”, to oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Z tych emocji musiałam usiąść. Patrick usiadł za mną i bardzo mocno mnie objął. Już nie tak, jak wtedy, ledwo co, jedną ręką, tylko dwie ręce splótł na moim brzuchu, głowę oparł na moim ramieniu i wtulił się w moje włosy.

P: „Wiesz… Jestem teraz w takim zamroczonym stanie, że nie zdziwię się jak jutro zapomnę słowa do „An Angel”.” – uśmialiśmy się z tego oboje.
O: „Kiedyś znałam „An Angel” na pamięć, chciałam pośpiewać na ostatnim koncercie, ale wiesz, jak wyszło. Ciekawe czy będę pamiętać słowa?” – zamyśliłam się, próbując znaleźć słowa, na co Patrick zaczął nucić bardzo cichutko „I wish I had your pair of wings”. Zerknęłam na niego i próbowałam wstrzelić się w tekst „I had them last night in my dreams”. Pierwsza zwrotka poszła dobrze, druga gorzej. Patrick przerwał i powiedział, że spokojnie sobie poradzę na koncercie. Uprzedził mnie, że nie będzie mógł zbyt często zerkać na mnie, bo fanki zaraz by to wychwyciły, ale ja mogę na niego swobodnie, bo nikt się nie skapnie.

sobota, 22 lutego 2014

38. Ania –sierpień 2010



Wstałam około 13, Joseph jeszcze spał. Zrobiłam śniadanie i zaniosłam do pokoju, a Joseph właśnie się przeciągał. Dostałam buziaka na dzień dobry. Joseph stwierdził, że go rozpieszczam przynosząc mu śniadanie do łóżka. Potem leżeliśmy i oglądaliśmy filmy. Śmialiśmy się z tego, że pierwszy raz spędzamy tak czas. Nic nie robiąc. Potem nam się już nie chciało oglądać filmów, więc leżeliśmy wtuleni w siebie. Ja położyłam głowę na jego sercu i słuchałam jak bije. Potem oparłam brodę na jego klatce i popatrzyłam na jego twarz, a on mnie objął i mocniej do siebie przytulił. Potem tak mnie uniósł, że moja twarz była na wysokości jego twarzy. Delikatnie pocałował mnie w policzek, a potem w usta. Zaczęliśmy się całować. Najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej. Leżałam już cała na nim, ale Joseph obrócił nas tak, że znalazłam się na dole. Potem poczułam, że ściągnął mi bluzkę, a ja jemu. Cały czas się całowaliśmy, robiło się coraz goręcej, aż tchu mi zabrakło. Jego ręce błądziły po moich ramionach i twarzy. W pewnym momencie pomyślałam, że sprawy powoli wymykają się spod kontroli, a to było trochę za wcześnie. Więc delikatnie odsunęłam się od Josepha. Był bardzo zdziwiony i powiedział po chwili:

J: „Hej, co jest?”
A: „Nie tak, nie dziś. Za szybko.”
J: „No coś Ty?”
A: „Przepraszam. Nie wiem, co powiedzieć.”- szepnęłam.
J: „Nie teraz. Potem. Muszę wyjść na świeże powietrze.”
Poszedł na balkon. Wiedziałam, że musi ochłonąć. Widać było, że trochę jest zły i wcale mu się nie dziwiłam. Więc dałam mu czas na opanowanie emocji, a sama poszłam pod prysznic. Jak wyszłam Joey już był w pokoju. Widziałam, że nadal mu ta złość nie przeszła. Patrzył spod oka na mnie, ale wstał i powiedział, że teraz, to on idzie pod prysznic. Gdy wrócił położył się do łóżka i zaczął bawić się pilotem od telewizora, włączając ciągle to nowe programy w telewizji. Stwierdziłam, że przeczekam i siadłam sobie przy biurku i włączyłam laptopa. Po ciężkich 30 minutach takiej ciszy, przerywanej ciągle nowymi programami i stukotem mojej klawiatury stwierdził, że ma dość tego i tej durnej telewizji. Wyłączył TV. Ostentacyjnie zgasił lampkę przy łóżku i odwrócił się do ściany. Posiedziałam jeszcze chwilę przy laptopie, potem zgasiłam światło i podeszłam do łóżka. Śmiać mi się chciało z tej sytuacji i musiałam hamować się, by nie wybuchnąć i nie zacząć się śmiać. Położyłam się. Wiedziałam, że nie śpi. Przytuliłam się do jego pleców i pocałowałam go w kark. Potem pogłaskałam go po ramieniu. Zrobił ruch jakby nie chciał, abym go dotykała, a ja z kolei nie chciałam, byśmy się gniewali o to, co się stało.

A: „Joey, Joseph kochanie.” - nic nie powiedział - „Joey, ja wiem, że Ty nie śpisz, nie udawaj. Gniewasz się, ale nie ma o co. Przepraszam, ale naprawdę myślę, że to za wcześnie. Daj mi czas, tylko o to proszę. Trochę czasu.”
Odwrócił się w moją stronę i objął przytulając się do mnie.
J: „Ann, ja się nie gniewam, rozumiem, że może to być dla Ciebie za wcześnie i przepraszam za moje zachowanie.”
A: „Już dobrze, ja tylko nie chciałam, aby to między nami wisiało. Chciałabym, abyśmy sobie o wszystkim mówili. Tak będzie dobrze.”
J: „Wiem, przepraszam.”
A: „No już dobrze. A teraz dawaj buziaka.”
J: „Nie dam.”
Łobuzersko uśmiechnął się do mnie. A potem pocałował mnie delikatnie.
J: „Już ok, aha chcę Ci powiedzieć, że wcale się na Ciebie nie gniewam, tylko musiałem dojść do siebie.”
A: „Wiem, ale na wszystko przyjdzie czas.”
J: „Ok. Trzymam Cię za słowo.”

Przytuliłam się do niego i zasnęliśmy.

piątek, 21 lutego 2014

37. Ania – sierpień 2010



W drugiej połowie sierpnia Joseph miał dość. Sprawy miedzy nim a Tanją chyba sięgnęły zenitu. Były ciągłe awantury. Ona dzwoniła często do Joeya i mówiła, że wszystko przez niego, bo Leon jej wcale nie słucha. Joey z nim rozmawiał, ale mały był grzeczny tylko z nim. Jak znikał mu z oczu, to wracał do poprzedniego zachowania. Sytuacja była ciężka i dla Joeya, Tanji, Leona jak i dla pozostałych dzieci czy nawet tego Stive’a. A Joseph był na skraju od wybuchnięcia.
W ostatnim tygodniu sierpnia siedziałam sobie w pracy, była godzina 14:30 i zadzwonił mój telefon. To był Joey:
J: „Cześć. Wiesz gdzie jestem?”
A: „Hej. Boje się zgadywać… hmm pewnie na jakimś lotnisku… może na Antarktydzie?”
J: „Nie. Lotnisko zgadłaś, ale znacznie bliżej.”
A: „Nie! Nie mów, że jesteś na lotnisku we Wrocławiu?”- aż nie wiedziałam czy skakać, krzyczeć, tak bardzo się ucieszyłam, że przyjechał.
J: „Jestem.” – powiedział ze śmiechem.
A: „Ale fajnie, świetna niespodzianka!”
J: „Tak sobie myślałem, chciałem wyjechać z Kolonii i jestem.”
A: „Ojej, stało się coś?” – zapytałam zmartwiona.
J: „Powiem Ci potem, ok? A teraz jest inny problem. Nie mam hotelu. Przenocujesz mnie?”
A: „No nie wiem Joseph, nie wiem.”
J: „Ale ja ładnie proszę, zgódź się. Proszę.”
A: „Haha. Pewnie, że tak. Podam Ci adres, a ja już wychodzę z pracy.”
J: „Super.”

Szybko wyszłam z pracy, bo wiedziałam, że on z lotniska szybciej dojedzie niż ja. Jak byłam już pod blokiem zobaczyłam go i szybkim krokiem podeszłam. Jak już byłam blisko też mnie zauważył i zrobił parę kroków w moją stronę. Uśmiechnęliśmy się do siebie, przytuliliśmy i dostałam buziaka. W domu pokazałam mu wszystko co gdzie i jak. Potem zapytałam czy coś się stało, ale powiedział, że potem mi wszystko opowie, bo po co na dzień dobry psuć sobie humor. Więc o nic nie pytałam, rozmawialiśmy o innych sprawach. Czułam, że tu chodzi o Leona i Tanję, ale wiedziałam, że jak będzie gotowy, to mi o wszystkim powie. Zrobiłam obiad, a potem poszliśmy na spacer. Bardzo się cieszyłam, że zrobił mi taką niespodziankę. Wieczorem zamówiliśmy pizzę, bo po spacerze nie chciało nam się nic robić. Joseph otworzył wino i sobie pomału je sączyliśmy. W końcu przyszedł czas, kiedy Joey chciał mi powiedzieć o tym, co się stało.

J: „Ann, wiesz co? Lubię to, że zawsze czekasz, aż będę chciał mówić, nie wypytujesz mnie i czekasz, aż sam Ci powiem.”
A: „Bo Ty wiesz, kiedy przychodzi ten właściwy moment, by mi powiedzieć.”
J: „Mam dość, ona ciągle dzwoni, nie potrafi sobie z Leonem poradzić, a jak ja chcę pomóc, to ona nie chce, abym się z nim spotkał.”
A: „Jest aż tak źle?”
J: „No tak, albo jeszcze gorzej. Wydzwania do mnie kilka razy dziennie. Ann wiesz ja wszystko rozumiem, że ona sobie rady nie daje, ale co ja mogę na odległość? Chciałem z nim pogadać, ale ona nie i nie, przez telefon tylko pozwoliła, więc mały przez ten telefon mi płakał.”
A: „O Boże…” – byłam zdumiona do czego doszło.
J: „Najgorsze jest to, że on cały czas mówi mi- tatusiu zabierz mnie stąd, a przez to mi się serce kraje, a ona nie chce się zgodzić na widzenie, bo twierdzi, że to wszystko przeze mnie. Już nawet z Lukiem rozmawiałem, żeby wpłynął na Leona, ale jemu też się nie udało.”
A: „On naprawdę za Tobą tęskni. Tanja powinna to zrozumieć i pozwolić na spotkania, może wtedy byłoby lepiej. To wygląda tak jakby on za całą sytuację odgrywał się na mamie. Bo jak jest z Tobą, to jest grzeczny, Ty znikasz, a on już się zmienia.”
J: „Wiem, myślałem o tym. Staram się codziennie rozmawiać z nim przez telefon. Może uda mi się w przyszły weekend zabrać całą trójkę do siebie.”
A: „To wspaniały pomysł.”
J: „Oby ona się zgodziła, ale Ty nie widziałaś mojego mieszkania. Hm. No jest małe i mnóstwa rzeczy brakuje. O wiem, a może mi pomożesz zrobić taką listę, co trzeba dokupić?”
A: „No pewnie, ze Ci pomogę. Przecież po to też jestem.”
J: „Bardzo się cieszę, że jesteś.”
A: „A ja, że Ty.”
Około 2 nad ranem poszliśmy spać, bo wymyślaliśmy, co Joey potrzebuje w domu.

czwartek, 20 lutego 2014

36. Ola – sierpień 2010



Kątem oka widziałam jak Patrick przeczesuje włosy, uśmiecha się łobuzersko i mówi:
P: „Przecież wiem, o co chodzi.”
Dobrze, że siedziałam, bo poczułam motyle w brzuchu i nogi by się pode mną ugięły. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie na podłodze, ramionami opieraliśmy się o łóżko. Patrick przysunął się i objął mnie mocno, ale czule. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, każde z nas myślało chyba o tym samym, ale w jednej chwili się wzdrygnęliśmy, bo zadzwonił mój telefon. To była Magda. Szeptem powiedział, żebyśmy poszli we trójkę na kolację dzisiaj, przekazałam Magdzie, więc umówiliśmy się za 20 min na przystanku. Przytulenia czar prysł i zaczęliśmy zbierać się do wyjścia, więc zagadnęłam go znowu o Joeya i Ann.

P: „Nie znam zbyt wielu szczegółów z ich związku, ale już lubię tę dziewczynę za to, że nam pomogła. Tylko, że u Joe też jest skomplikowana sytuacja tylko w inny sposób niż u nas.” - Podniosłam brwi dając znać, żeby kontynuował.
P: „Ech… Joey rozwiódł się jakiś czas temu, to długa historia, ale wszyscy lubiliśmy Tanję, a ona bardzo nie fair się zachowała wobec Joe. Zdradzała go z jakimś gościem i zaczęło się psuć, a Joe nie wiedział, o co chodzi i potem wyszło na jaw, co i jak. Przykra sprawa, wtedy Joe się naprawdę podłamał.”
O: „No, niemiła sytuacja, nie powiem. A mają dzieci?”
P: „No niestety mają. I to trójkę, więc wiesz, jak to jest, dzieci niewinne, z jednej strony mama, która je kocha, z drugiej strony tata, który je kocha, a one pomiędzy. Ale ja widzę, że Ann, to dobra dziewczyna i chyba coś z tego będzie, bo dzięki niej Joe powrócił do żywych. Jest zupełnie inny, uśmiecha się, jest weselszy, naprawdę widać, że jest chłopak szczęśliwy.”
O: „Słuchaj, to dobrze, że kogoś poznał i że jak mówisz jest szczęśliwy.”
P: „No pewnie, że dobrze. Ta Ann naprawdę dobrze na niego wpływa. Ale nie wszyscy to widzą tak jak ja.”
O: „Jak to nie wszyscy?”
P: „Nie znasz Jima.”
O: „A co Jim? Mów jaśniej”
P: „Jimmy jest starszym bratem i troszczy się zarówno o Joeya jak i o mnie, ale robi to w bardzo specyficzny sposób, który nie zawsze nam odpowiada. Zamiast zapytać, pogadać, jakoś tak wesprzeć, to on swoje trzy grosze zawsze musi dopowiedzieć i często nie robi tego w uprzejmy sposób. Napadł na Joeya, że zadaje się z jakąś małolatą, że co sobie myśli, że postradał rozum, że to za wcześnie po rozwodzie i tak dalej i tak dalej.” – zrobiłam okrągłe oczy i powiedziałam:
O: „No to za przeproszeniem, czy ten Jimmy jest ślepy? Skoro bratu dobrze, to ten się czepia?”
P: „Niestety, to właśnie jest wada Jimmiego. Najpierw zamiast zapytać, to się czepia. Na szczęście Meike – moja bratowa - temperuje go i często łagodzi różne sytuacje.”
O: „No to współczuję Joe. Ale wiesz… jako, że oni też tak prosto nie mają, to chyba się dogadamy wspólnie. Chciałabym ich poznać.”
P: „Poznasz, poznasz, ale tak jak mówiliśmy za jakiś czas.”
O: „No tak, tak, za jakiś czas. Ale jak będziesz rozmawiał z bratem, to podziękuj mu też ode mnie i pozdrów go. Skoro o mnie wie, to czemu nie?”
P: „Ok, to mogę zrobić. Idziemy?”

Patrick wolał, abyśmy z hotelu wyszli oddzielnie i spotkali się dopiero w tramwaju. Wieczór spędziliśmy we trójkę z Magdą w miłej atmosferze w knajpie na Starówce, co i rusz dziękując jej za pomoc. Śmialiśmy się razem i widać było, że Patrick i moja siostra się polubili. To był pierwszy taki moment, kiedy siedliśmy we trójkę na pogawędce. Miałam wracać z Magdą, ale stwierdziliśmy, że jeszcze zostaniemy i połazimy. Było romantycznie, szliśmy po bulwarze, światła świeciły, nie było już takiego upału. Patrick odważył się położyć rękę na moim ramieniu i szliśmy objęci w ten sposób. Mimo wszystko jednak się nie pocałowaliśmy. Było dobrze tak, jak było i chyba każde z nas o tym dobrze wiedziało.

W czwartek musiałam wcześniej wrócić do domu, żeby się spakować. Dlatego posiedzieliśmy tylko 3h w knajpie rozmawiając o wypadzie do Hiszpanii i pojechałam do domu. Nie chciałam go zapraszać, uważałam, że następnym razem to zrobię. Zabrałam się do pakowania, ale Patrick dzwonił dwa razy i pisał smsy i w końcu mu napisałam, że jak nie przestanie, to nie dam rady się spakować. Na szczęście na weekend nie było tego dużo.

środa, 19 lutego 2014

35. Ola – sierpień 2010



P: „Ola, muszę Ci coś powiedzieć.”
O: „Ojejku, mam się bać?”
P: „Nie, nie, absolutnie! Mam dla Ciebie niespodziankę.”
O: „Uff, uwielbiam niespodzianki!”
P: „Wiem, pamiętam, dlatego mam.” – w tym momencie podał mi kopertę. Zdziwiłam się, bo była duża i gruba.
P: „Nooo, otwórz!” – widać było, że nie może doczekać się mojej reakcji. Usiadł po turecku i przyglądał mi się uważnie. Otworzyłam.
O: „Co to? Bilety lotnicze?”
P: „Noooo, zobacz gdzie!”
O: „Hiszpania! Hiszpania? Jak to Hiszpania?” – byłam tak zdziwiona, że nie wiedziałam, o co chodzi i co mam powiedzieć.
P: „No Hiszpania, Hiszpania! Od piątku do niedzieli, mamy tam koncert. Polecisz ze mną?”
O: „John, oszalałeś? W ten piątek? Do Hiszpanii?”
P: „Patrick. No w ten, w ten, no Ola, polecisz ze mną?”
O: „Ale John, nie mogę przyjąć takiego prezentu. Totalnie mnie zaskoczyłeś.”
P: „Patrick. No wiem, miałem zaskoczyć, to polecisz ze mną?”
O: „Ale to jest za drogi prezent.”
P: „To są tanie linie, dla naszej dwójki nie wyszło dużo, poza tym bilety są już kupione na Twoje dane. Nie chcesz ze mną jechać.” – zrobił smutną minę.
O: „No bardzo chcę głuptasie.” – uśmiechnęłam się od ucha do ucha – „Ale sama zapłacę za wyjazd.”
P: „Wiedziałem, że to powiesz i już wymyśliłem odpowiedź. Przyjmij proszę bilety w prezencie ode mnie, a za resztę możesz płacić sama.”
O: „Mogę? Naprawdę?” – zaczęłam się droczyć.
P: „No i? No i?” – pytał jak mały chłopiec – „Cieszysz się?”
O: „No pewnie, że się cieszę! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!” – zaczęłam piszczeć z radości – „Pewnie, że polecę!”
P: „W sobotę będzie koncert, więc spotkamy się dopiero po nim, ale, że jest w Barcelonie, to chciałem, abyś na nim była.”
O: „Koncert? Poważnie?”
P: „No przecież już mówiłem, że koncert. Poważnie! Teraz mi lepiej pójdzie, a Ty będziesz do końca i nie będziesz miała złego wrażenia.”
O: „Ale wymyśliłeś! No wariat totalny!” – strasznie się cieszyłam, wreszcie do mnie docierało, że lecę znowu do Hiszpanii.
P: „Tylko, że musimy być w piątek na lotnisku za piętnaście czwarta, dasz radę?”
O: „No mus, to mus, dam radę. Ale fajnie, znowu Hiszpania! Przyda mi się ten wyjazd.”
P: „Nam obojgu się przyda. Powrócą nasze miłe wspomnienia. Piątek i niedzielę mamy dla siebie, ale w sobotę dopiero po koncercie się spotkamy, bo mamy próby od rana.”
O: „Ok, a co będziemy robić po koncercie?” – spytałam z myślą czy będziemy sami. Patrick uśmiechnął się znacząco.
P: „Chodzi Ci o to czy będziemy z moją rodziną?” – kiwnęłam potakująco głową.
P: „Myślę, że to jest jeszcze za wcześnie, ale Ciebie też chciałem spytać o zdanie, co sądzisz?”
O: „Czy oni w ogóle o mnie wiedzą?”
P: „Wie tylko mój brat Joey i jego dziewczyna Ann. Swoją drogą oni mi pomogli Cię odnaleźć w hotelu w Hiszpanii. Właściwie, to Ann pomogła.”
O: „Że co? Jak to pomogli? Ale czekaj. Skończmy najpierw jeden temat. Też uważam, że to jest za wcześnie, ja nie jestem jeszcze gotowa i chciałabym najpierw Ciebie poznać lepiej.”
P: „No to zdanie mamy takie same. Najpierw chciałbym pozałatwiać swoje sprawy, poukładać sobie życie na nowo, potem im o Tobie opowiedzieć, a dopiero potem przedstawić.”
O: „Idealny plan. A jakie masz jeszcze sprawy do załatwienia?” – spoważniałam na chwilę – „Coś z zakonem?” – Patrick też spoważniał.
P: „Nie, nie, tamta sprawa jest już całkiem załatwiona i zamknięta.” – zauważył, że ja odetchnęłam, bo się uśmiechnął – „Muszę ogarnąć sprawę mieszkania, pozmieniać, właściwie, to urządzić na nowo. Jak to zrobię, to przylecisz do mnie, prawda?”
O: „Zobaczymy, zobaczymy…” – na widok jego miny roześmiałam się – „Na głupie pytanie głupia odpowiedź, pewnie, że przylecę! Albo przyjadę”
P: „No, bo się zdenerwuję zaraz!”
O: „Spokojnie, spokojnie. A o co chodzi z Twoim bratem i jego dziewczyną?”
P: „To długa historia. Napijesz się wina? To opowiem.”
O: „Jeśli słodkie, to chętnie.” – nalał nam wina, usiadł i zaczął swój monolog.
P: „Jak jeździłem na próby z wycieczki, to często pisałem i dzwoniłem do Ciebie, prawda? Rodzina coś podejrzewała, bo często się zamyślałem i nie słyszałem, co do mnie mówią. Ale mało tego, bo Joey też chodził jakiś taki zakręcony, zamyślony, uśmiechał się sam do siebie, też wychodził dzwonić, więc któregoś dnia natknęliśmy się na siebie. Zarówno on jak i ja chciał się uzewnętrznić, to opowiedzieliśmy sobie o Was, ja o Tobie, on o Ann. I on wiedział o wszystkim i opowiedział to Ann. Na początku się zdenerwowałem, że jej powtórzył, ale teraz dziękuję im z całego serca. Najważniejsze jest to, że Ann też jest z Polski.”
O: „No coś Ty? Ale numer! A skąd?”
P: „Niestety nie wiem, chyba z południa? Ale słuchaj dalej. Traf chciał, że ona też była na tym koncercie i stała koło Ciebie i Magdy. Rozumiała, o czym rozmawiacie. Usłyszała jak opowiadałaś o mnie jako o Johnie, o wycieczce i różnych sytuacjach z niej, a potem jak ja wysłałem Ci smsa i jak wyszedłem na scenę, a Ty mówiłaś, że John, to ja. Ann skojarzyła fakty, opowiedziała Joeyowi i rano do mnie zadzwonili, fakty się zgadzały, opowiedziała mi o gitarze, że Ci grałem „Schody do nieba”, opisała jak wyglądasz, więc stwierdziłem, że to na pewno Ty i znalazłem Cię w hotelu.”
O: „A skąd wiedziałeś, który hotel? Przecież nic nie mówiłam.”
P: „Bo Ann usłyszała, że mówiłyście coś o Jasminie. Musimy im kiedyś podziękować. I Magdzie też, bo bez niej, to byłaby pewnie klapa. Pukam z ręką na sercu do Twojego pokoju, ktoś mówi „proszę”. Głos jak Twój, osoba też podobna, ale to nie Ty. Chciałem się przedstawić, ale ona mówi, że wie i że jesteś na dole i że za 15 min odjeżdżacie. Powiedziałem dzięki i już chciałem biec, ale mnie zatrzymała i dała mi swój numer mówiąc, że jest Twoją siostrą, co już się sam domyśliłem i że mam marne szanse, to w razie co, żebym do niej dzwonił. Aż ją uściskałem z nerwów.”
O: „No no no! Lepiej uważaj!”
P: „No przecież mówię, że to z nerwów. Wolę przytulać Ciebie.”
O: „To dobrze. To zrób to.” – po prostu mi się tak wymsknęło.
P: „Ale co?” - Patrick zrobił zdziwioną minę, a mi zrobiło się głupio.
O: „Nie, nic nic.” – już nie wiedziałam, gdzie uciec z oczami, więc udałam, że bardzo mnie ciekawi kieliszek z winem.