W
weekend pojechałam z przyjaciółkami nad jezioro na żaglówkę. Opowiadałam im o
Hiszpanii, ogólnie o wycieczce, nie chciałam mówić im o Johnie, bo starałam się
zapomnieć, ale po kwadransie jedna przerwała mi pytaniem „Kto to jest John?”.
Zbaraniałam, ale dziewczyny jeszcze bardziej, bo wymówiłam jego imię ze cztery
razy podczas opowieści. Zmieszałam się chwilowo, powiedziałam, że to kumpel z
wycieczki, z którym się szwendaliśmy razem i tyle. Nie wiem czy uwierzyły, ale
na szczęście o nic nie pytały. W sobotę przed wieczorem, gdy byłyśmy pod
żaglami zadzwoniła do mnie Magda, że przyjechała w odwiedziny do portu i kiedy
wracam. Zanim zwinęłam żagle, odpaliłam silnik i wróciłam do portu minęło z pół
godziny, ale tak zawsze się schodzi. Przycumowałam, przywitałam się z Magdą,
ale ona miała jakąś dziwną minę.
M:
„Cześć, przywiozłam Ci gościa.” – spojrzałam na nią z trwogą, bo jej wzrok mógł
zapowiadać jedną tylko osobę.
W
moją stronę zmierzał John, po mojej kei, w moim porcie, w Polsce… To był on!
Zamarłam. Spojrzałam na Magdę wzrokiem bazyliszka. Przez chwilę miałam chęć się
do niego przytulić. Dziewczyny wyszły już na keję i stały skonsternowane.
P:
„Hi.”
O: „Girls, this is, this is… eeee…” – zacięłam się.
P:
“Hi, I’m Patrick, nice to meet you.” – przedstawili się sobie i John, raczej
Patrick spojrzał w moją stronę.
P: „Ola, can we talk?”
Pomyślałam,
że skoro już przyjechał aż tutaj, to z nim porozmawiam. Zakończę i będzie po
sprawie. Minęło też trochę czasu, więc miałam już do tego dystans. Chociaż ten
dystans kurczył się momentalnie i wszystko do mnie powróciło w chwili ujrzenia
Johna.
O:
„Ok, let’s go for a walk. Dziewczyny, sorry, trochę mi się zejdzie. Magda,
możesz opowiedzieć, o co chodzi.” – one pokiwały tylko głowami.
Ruszyłam,
on poszedł za mną. Walczyłam ze sobą, żeby się nie odwrócić. Musiałam być
twarda. Skierowałam się w stronę hangarów, tam był taki pomost, rzadko
uczęszczany, czasem siadywałam na nim, żeby pomyśleć. Dojście zajęło nam 5 min,
w tym czasie stuknął niby niechcący dłonią o moją dłoń. Poczułam prąd i w głębi
duszy chciałam, żeby mnie wziął za rękę i nie puszczał. Odezwał się dopiero,
gdy usiadłam na pomoście. Rozmawialiśmy, a raczej John produkował się z
godzinę, czasem tylko wtrąciłam lub zadałam pytanie. Zaczął od tego, że jest
tym Paddym Kelly z tego The Kelly Family. Opowiedział o swoim załamaniu w 2000
roku, kiedy zespół zrobił przerwę w śpiewaniu, o tym, że myślał o skończeniu ze
sobą, ale usłyszał wewnętrzny głos i od tego czasu związał się mocno z Bogiem.
O decyzji wstąpienia do klasztoru i 6 latach w nim. O tym, że dla Boga porzucił
kobietę. Podał wreszcie powód swojej wycieczki do Hiszpanii. Potrzebował czasu,
żeby pomyśleć czy chce zostać w zakonie czy nie. To było odejście tymczasowe,
coś w rodzaju wakacji od bycia zakonnikiem. Miał wtedy wszelkie możliwości jak
świecki człowiek. Jakby wyszedł z zakonu, ale na miesiąc. Pojechał na
wycieczkę, aby przemyśleć czy chce zostać w zakonie i przyjąć śluby wieczyste
czy opuścić zakon i wrócić do grania z rodziną. No i pierwszego dnia poznał
mnie. Na początku pomyślał tylko, że jestem ładną, pozytywną dziewczyną i mam
cute laugh. Zaraziłam go swoim śmiechem, entuzjazmem, wiecznie dobrym humorem i
umiejętnością cieszenia się z rzeczy błahych. Z czasem zaczął jednak inaczej na
mnie patrzeć, zaczął coś czuć. Nie planował tego, nawet sam przed sobą się nie
przyznawał i bronił się przed tym długo. Zasypiał widząc i słysząc mnie, budził
się rano i spieszył na śniadanie nie mogąc się go doczekać, zwiedzanie,
chodzenie ze mną, rozmawianie, słuchanie muzyki, mój zapach, dotyk, wszystko
związane ze mną powodowało to, że był szczęśliwy. Jego brat go przyłapał jak
dzwonił do mnie z prób, zwierzył mu się w końcu, brat radził, aby mi o
wszystkim powiedział, o zespole, próbach no i o zakonie. I chciał to zrobić,
ale się minęliśmy, a potem zobaczył mnie na koncercie w tłumie i wiedział, że
jest już za późno. A potem ja nie chciałam z nim rozmawiać i dlatego teraz jest
tutaj. Nie mógł przyjechać wcześniej, bo załatwiał swoje sprawy formalne
związane z odejściem z zakonu. Już opuścił go na dobre, już tam nie wraca. I że
coś do mnie czuje, że to się zaczęło w Hiszpanii i on nie chce, żeby tam się
skończyło. Chce, żeby to coś miało szansę na rozwinięcie. Zrobił przerwę chyba
czekając, co ja na to, więc zaczęliśmy już dialog.
O:
„Słuchaj John…. eee Patrick. Chcesz coś budować, a od początku nie mówisz całej
prawdy i ukrywasz coś przede mną. Nie chcę tak.”
P:
„Ola, wiem, ale uwierz mi, dla mnie naprawdę nie było to łatwe. Żyłem przez
tyle lat w odosobnieniu.”
O:
„To Cię nie tłumaczy. To, że coś jest trudne, to nie jest powód, żeby kłamać.”
P:
„Wiem, ale…”
O:
„Poczekaj, daj mi skończyć. To, że nie powiedziałeś mi, że jesteś Paddym Kelly,
to może od biedy jestem w stanie zrozumieć. Chciałeś być kimś innym, nie osobą
publiczną, żeby nie było obok fanek i żeby nie lecieć na Ciebie z powodu sławy.
Ale to, że nie powiedziałeś mi, że jesteś w zakonie, to była przesada.
Całowałam się z mnichem!”
P:
„Nie byłem wtedy mnichem, miałem wszelkie, świeckie prawa.”
O:
„ Ale uważam, że akurat to powinieneś mi powiedzieć. To mnie boli najmocniej.”
P:
„Ola, ale pamiętasz, że chciałem porozmawiać? Miałem nawet Cię obudzić, ale nie
mogłem przyjechać. A potem jak rozmawialiśmy, to mówiłem, że skończyłem o 6, Ty
spytałaś, co skończyłem i ja Ci wtedy odpowiedziałem, że powiem Ci w niedzielę
jak się spotkamy. Tzn najpierw miałem w czwartek, ale nie wyszło, a potem w
niedzielę. Nie myślałem, że będziesz na tym koncercie. To był zbyt duży zbieg
okoliczności.”
O:
„Widzisz! I dlatego nie opłaca się kłamać lub zatajać czegoś, bo nigdy nie
wiesz, kiedy może się wszystko wydać.”
P:
„Wiem. Nie wyszło dobrze, w ogóle nie miało tak być. Ale powiedz, nie
obraziłabyś się jakbym Ci powiedział sam?”
O:
„Obrazić może nie, ale wkurzyłabym się, że mnie oszukałeś i pytałabym, czemu
nie powiedziałeś wcześniej. Ale w momencie, kiedy na koncercie usłyszałam Twój
głos z głośnika myślałam, że zemdleję. Bałam się odwrócić i spojrzeć na scenę,
bo bałam się, że to naprawdę Ty. To było tak okropne uczucie, że nie życzę
nikomu. Poczułam się po prostu oszukana. Tu Paddy, który wygląda jak John, z
którym spędziłam ostatnie tygodnie.”
P:
„Przepraszam Cię, naprawdę, nie domyślasz się, co ja teraz czuję. Jak jest mi
głupio i przykro, że tak wyszło.” – minę miał naprawdę pełną bólu, więc nie
miałam podstaw, żeby mu nie wierzyć. Przez chwilę było mi go żal.
O:
„A Ty nie domyślasz się, co ja czułam będąc na koncercie.”
P:
„Przepraszam.”
O:
„Słuchaj, mam swoje powody, dla których wyjechałam na tę wycieczkę. Pomogłeś mi
o tym zapomnieć, po czym pod koniec zrobiłeś podobnie. I znowu mogłabym
wyjechać, żeby zapomnieć. Ale ile można mieć takich wyjazdów?”
P:
„Nie mam nic więcej ponadto, co powiedziałem na swoje usprawiedliwienie. Czy
dasz mi jeszcze szansę?”
O:
„Nie potrafię teraz o tym zapomnieć.”
P:
„A może się zastanowisz?”
O:
„Nad czym? Czy o tym zapomnę?”
P:
„Nad tym czy dasz mi szansę.”
O:
„A, no dobrze.”
P:
„Dasz mi szansę?” – ucieszył się.
O:
„Nie, tylko nad tym pomyślę.” – rozmowa jak dwóch półgłówków. – „Tylko nie
obiecuj sobie zbyt wiele, bo na ten moment nie umiem wybaczyć.”
P:
„Ale co będzie z nami?”
O:
„John, na ten moment nic. Ja wracam na łajbę, a Ciebie Magda odwiezie do Warszawy.”
P:
„Ola, przemyśl to jeszcze. Nie odpowiadaj dzisiaj. Będę w Warszawie do jutra,
to przemyśl to jeszcze.”
O:
„John, nie mogę.”
P:
„Ale pomyśl jeszcze, tylko o to proszę.”
O:
„Dobrze.” – widziałam, że chciał uczynić jakiś gest, więc czym prędzej wstałam.
Tak jak chciałam, byłam twarda, udało się. Tylko czy naprawdę tego chciałam?
Oł siet! Przyjechał Paddy! właśnie wyobraziłam sobie minę Olki. "Miałam dystans" pffff xD, no, no a serce pękło! John.... xD niech już będzie Paddem. Dobrze mu powiedziała co on sobie myślał gnojek!
OdpowiedzUsuńMina bezcenna, ale jest zła, bo ma o co być zła...
OdpowiedzUsuńJakby nie patrzeć okłamał ją
Zapraszam dalej :)
Tylko czy naprawdę tego chciałam? - Ha! Wiedziałam :P Ale dobrze robi, trzeba go wziac na przetrzymanie ;)
OdpowiedzUsuńTylko czy naprawdę tego chciała? No właśnie...
OdpowiedzUsuńPewnie że nie
Usuń