niedziela, 2 lutego 2014

15. Ola – lipiec 2010



O: „To czekaj, spytam Chrisa czy jeszcze wolny.” – odwróciłam głowę w poszukiwaniach jednocześnie patrząc na Johna. Wziął mnie za rękę i powiedział:
Jo: „Ani mi się waż!”
O: „???” – uniosłam brwi pytająco. Objął mnie w pasie.
Jo: „Bo ja chcę z Tobą zatańczyć piosenkę, którą lubisz” – uśmiechnął się znowu – jeju, jak ten uśmiech na mnie działał.
O: „Aha, to to było zaproszenie do tańca, tak?” – założyłam mu ręce na szyję, a on odpowiedział jedynie uśmiechem. Co za uśmiech! Zauważyłam, że miał ładne zęby, równe, co nie zdarza się zbyt często.
Nie oparł policzka o policzek tylko patrzył mi w oczy i się uśmiechał – chyba po tych drinkach był bardziej śmielszy. Oparł swoje czoło o moje, czułam jak mi serce wali, po czym przeciągnął swoimi ustami po moim nosie, policzku w stronę szyi. Nie całował tylko tak przejechał. Zatrzymał się przy szyi, westchnął, podniósł mnie do góry, okręcił i postawił z powrotem. Wtedy go poczochrałam po włosach, szepnęłam „crazy” i wtuliłam się mocniej. Jakoś tak uznałam to za naturalne. Przetańczyliśmy dwa utwory i zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba iść do hotelu. W stronę naszych pokoi szliśmy coraz wolniej. Podziękowałam za super wieczór i zaczęłam otwierać drzwi. Zawołał mnie po imieniu, odwróciłam się i o mało nie osunęłam po tych drzwiach na podłogę. Jego wzrok mnie wprost przeszywał. Powiedział tylko dobranoc całując mnie w czoło i poszedł do siebie. Gdy weszłam, rzuciłam się na łóżko i zachichotałam w poduszkę. Otworzyłam balkon i zadzwoniłam do Magdy. Była już 3 w nocy, a może 4? Chodziłam po pokoju opowiadając jej wszystko i nie zważając na mój przyszły rachunek telefoniczny. Z emocji mi się gorąco zrobiło, więc cały czas z komórką przy uchu rozmawiając po polsku wyszłam na balkon dokładnie w tym samym czasie, w którym John wyszedł na swój balkon, ze swoją komórką rozmawiając po niemiecku. Zacichliśmy oboje, po czym wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Magdzie powiedziałam, o co chodzi i szybko się pożegnałam, John zrobił to samo.

O: „Coś się chyba rozstać nie możemy?” – bezwiednie podeszłam do wspólnej barierki i oparłam na niej dłonie.
Jo: „O tak, zdecydowanie.” – podszedł i położył swoje dłonie na moich – „Nie uważasz, że to jakiś znak?”

Było to pytanie retoryczne, bo nie czekając na moją odpowiedź pocałował mnie bardzo delikatnie w usta. Właściwie tylko je muskając, tak, jakby chciał, ale się powstrzymał. Mocniej złapałam się barierki. Odsunął się, przejechał dłonią po włosach, życzył dobrej nocy i schował się do pokoju. Ocknęłam się i wróciłam do siebie.

Na śniadanie zeszłam rozmarzona, John już siedział, ale nos miał na kwintę. Wstał, podsunął mi krzesło i na moje:

O: „Dzień dobry.” – odpowiedział.
Jo: „Nie taki dobry.” – znowu dłoń we włosach. Na mój pytający wzrok westchnął i odpowiedział: „Okazało się, że muszę dziś po południu jechać załatwiać te sprawy, o których Ci mówiłem.”
O: „Dzisiaj?”
Jo: „Niestety, muszę. Dzwonił mój brat.”
O: „To nie jedziesz z nami?” – dzień bez Johna? Przecież byliśmy do tej pory nierozłączni.
Jo: „Niestety, przykro mi.”
O: „Mi bardziej.”
Jo: „O nie, nie! Mi bardziej. A będziesz tęsknić?”
O: „Wiesz, mamy taki plan wycieczki, że chyba nie będę miała czasu.” Spojrzał na mnie jakby chciał we mnie rzucić kromką z masłem.
Jo: „Oż Ty! Nie gniewaj się, naprawdę muszę jechać.”

Uśmiechnęliśmy się do siebie, ale śniadanie zjedliśmy w milczeniu z nosami na kwintę. Dopiero teraz wymieniliśmy się numerami komórek. Umówiliśmy się na wieczór, po jego powrocie. Zdążyłam jeszcze zobaczyć go z góry, szedł szybkim krokiem z plecakiem i gitarą i rozmawiał przez telefon gestykulując. Schodząc na zbiórkę dostałam smsa. John.
Jo: „Przepraszam, nie dało rady inaczej.”
O: „Trudno, czasem nie wychodzi nam to, co planujemy. Do wieczora.”
Jo: „No niestety. Zadzwonię w ciągu dnia, to mi opowiesz jak jest.”
O: „Ok. Teraz zbiórka, Carlos się produkuje, ale plan raczej ciekawy. CMOK!”
Jo: „CMOK?”
O: „Mhm… CMOK!”
Jo: „Co to znaczy?”
O: „Haha! Masz teraz zagadkę! Powiem Ci na wizji.”
Jo: „Szalona!”
O: „Jak zawsze. Jedziemy już, pa.”
Jo: „Ok. Uważaj na siebie. Pa.”

10 komentarzy:

  1. kobietom właściwie wystarczy takie zbliżenie bez stosunku, choć jak myślę sobie o dzisiejszych czasach, to oni już dawno by pewnie wylądowali w łóżku :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, to nie w tym przypadku... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no niech ją cholera pocałuje....- jestem dopiero na tańcu ! chichot- takie typowe dla nas głupich dziewcząt kiedy wszystko idzie po naszej myśli xD no pocałował ją!!!!!!!! ale jak szybko uciekł.... niczym lis do norki ! No i lipa, musi jechać....

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczaki, podnieciły mnie juz na wstępie idealnie proste zęby Johna, chyba czas spac? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to przeczytałam, to dostałam takiej głupawki, że z 15 min nie mogłam się uspokoić. Aż siostra bała się ze mną jechać autem :D Tak, tak, też mam siostrę :D

      Usuń
  5. :) hahaha zęby? ach on ma więcej fajnych części ciała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wątpie, ale kupił mnie już przy zębach hihi

    OdpowiedzUsuń
  7. No tutaj, to i ja zaczęłam sobie wyobrażać :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Nooo głupota i głupi uśmiech jak to czytałam. Dobrze że w głos się nie śmieje tylko w sobie hihihihi
    Dalej w pociągu

    OdpowiedzUsuń