O:
„To czekaj, spytam Chrisa czy jeszcze wolny.” – odwróciłam głowę w
poszukiwaniach jednocześnie patrząc na Johna. Wziął mnie za rękę i powiedział:
Jo:
„Ani mi się waż!”
O:
„???” – uniosłam brwi pytająco. Objął mnie w pasie.
Jo:
„Bo ja chcę z Tobą zatańczyć piosenkę, którą lubisz” – uśmiechnął się znowu –
jeju, jak ten uśmiech na mnie działał.
O:
„Aha, to to było zaproszenie do tańca, tak?” – założyłam mu ręce na szyję, a on
odpowiedział jedynie uśmiechem. Co za uśmiech! Zauważyłam, że miał ładne zęby,
równe, co nie zdarza się zbyt często.
Nie
oparł policzka o policzek tylko patrzył mi w oczy i się uśmiechał – chyba po
tych drinkach był bardziej śmielszy. Oparł swoje czoło o moje, czułam jak mi
serce wali, po czym przeciągnął swoimi ustami po moim nosie, policzku w stronę
szyi. Nie całował tylko tak przejechał. Zatrzymał się przy szyi, westchnął,
podniósł mnie do góry, okręcił i postawił z powrotem. Wtedy go poczochrałam po
włosach, szepnęłam „crazy” i wtuliłam się mocniej. Jakoś tak uznałam to za
naturalne. Przetańczyliśmy dwa utwory i zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba iść
do hotelu. W stronę naszych pokoi szliśmy coraz wolniej. Podziękowałam za super
wieczór i zaczęłam otwierać drzwi. Zawołał mnie po imieniu, odwróciłam się i o
mało nie osunęłam po tych drzwiach na podłogę. Jego wzrok mnie wprost
przeszywał. Powiedział tylko dobranoc całując mnie w czoło i poszedł do siebie.
Gdy weszłam, rzuciłam się na łóżko i zachichotałam w poduszkę. Otworzyłam
balkon i zadzwoniłam do Magdy. Była już 3 w nocy, a może 4? Chodziłam po pokoju
opowiadając jej wszystko i nie zważając na mój przyszły rachunek telefoniczny.
Z emocji mi się gorąco zrobiło, więc cały czas z komórką przy uchu rozmawiając
po polsku wyszłam na balkon dokładnie w tym samym czasie, w którym John wyszedł
na swój balkon, ze swoją komórką rozmawiając po niemiecku. Zacichliśmy oboje,
po czym wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Magdzie powiedziałam, o co chodzi i szybko
się pożegnałam, John zrobił to samo.
O:
„Coś się chyba rozstać nie możemy?” – bezwiednie podeszłam do wspólnej barierki
i oparłam na niej dłonie.
Jo:
„O tak, zdecydowanie.” – podszedł i położył swoje dłonie na moich – „Nie
uważasz, że to jakiś znak?”
Było
to pytanie retoryczne, bo nie czekając na moją odpowiedź pocałował mnie bardzo
delikatnie w usta. Właściwie tylko je muskając, tak, jakby chciał, ale się
powstrzymał. Mocniej złapałam się barierki. Odsunął się, przejechał dłonią po
włosach, życzył dobrej nocy i schował się do pokoju. Ocknęłam się i wróciłam do
siebie.
Na
śniadanie zeszłam rozmarzona, John już siedział, ale nos miał na kwintę. Wstał,
podsunął mi krzesło i na moje:
O:
„Dzień dobry.” – odpowiedział.
Jo:
„Nie taki dobry.” – znowu dłoń we włosach. Na mój pytający wzrok westchnął i
odpowiedział: „Okazało się, że muszę dziś po południu jechać załatwiać te
sprawy, o których Ci mówiłem.”
O:
„Dzisiaj?”
Jo:
„Niestety, muszę. Dzwonił mój brat.”
O:
„To nie jedziesz z nami?” – dzień bez Johna? Przecież byliśmy do tej pory
nierozłączni.
Jo:
„Niestety, przykro mi.”
O:
„Mi bardziej.”
Jo:
„O nie, nie! Mi bardziej. A będziesz tęsknić?”
O:
„Wiesz, mamy taki plan wycieczki, że chyba nie będę miała czasu.” Spojrzał na
mnie jakby chciał we mnie rzucić kromką z masłem.
Jo:
„Oż Ty! Nie gniewaj się, naprawdę muszę jechać.”
Uśmiechnęliśmy
się do siebie, ale śniadanie zjedliśmy w milczeniu z nosami na kwintę. Dopiero
teraz wymieniliśmy się numerami komórek. Umówiliśmy się na wieczór, po jego
powrocie. Zdążyłam jeszcze zobaczyć go z góry, szedł szybkim krokiem z
plecakiem i gitarą i rozmawiał przez telefon gestykulując. Schodząc na zbiórkę
dostałam smsa. John.
Jo:
„Przepraszam, nie dało rady inaczej.”
O:
„Trudno, czasem nie wychodzi nam to, co planujemy. Do wieczora.”
Jo:
„No niestety. Zadzwonię w ciągu dnia, to mi opowiesz jak jest.”
O:
„Ok. Teraz zbiórka, Carlos się produkuje, ale plan raczej ciekawy. CMOK!”
Jo:
„CMOK?”
O:
„Mhm… CMOK!”
Jo:
„Co to znaczy?”
O:
„Haha! Masz teraz zagadkę! Powiem Ci na wizji.”
Jo:
„Szalona!”
O:
„Jak zawsze. Jedziemy już, pa.”
Jo:
„Ok. Uważaj na siebie. Pa.”
kobietom właściwie wystarczy takie zbliżenie bez stosunku, choć jak myślę sobie o dzisiejszych czasach, to oni już dawno by pewnie wylądowali w łóżku :D
OdpowiedzUsuń:) chyba nie...
OdpowiedzUsuńOj, to nie w tym przypadku... ;)
OdpowiedzUsuńno niech ją cholera pocałuje....- jestem dopiero na tańcu ! chichot- takie typowe dla nas głupich dziewcząt kiedy wszystko idzie po naszej myśli xD no pocałował ją!!!!!!!! ale jak szybko uciekł.... niczym lis do norki ! No i lipa, musi jechać....
OdpowiedzUsuńKurczaki, podnieciły mnie juz na wstępie idealnie proste zęby Johna, chyba czas spac? :P
OdpowiedzUsuńJak to przeczytałam, to dostałam takiej głupawki, że z 15 min nie mogłam się uspokoić. Aż siostra bała się ze mną jechać autem :D Tak, tak, też mam siostrę :D
Usuń:) hahaha zęby? ach on ma więcej fajnych części ciała :)
OdpowiedzUsuńnie wątpie, ale kupił mnie już przy zębach hihi
OdpowiedzUsuńNo tutaj, to i ja zaczęłam sobie wyobrażać :P
OdpowiedzUsuńNooo głupota i głupi uśmiech jak to czytałam. Dobrze że w głos się nie śmieje tylko w sobie hihihihi
OdpowiedzUsuńDalej w pociągu