piątek, 21 lutego 2014

37. Ania – sierpień 2010



W drugiej połowie sierpnia Joseph miał dość. Sprawy miedzy nim a Tanją chyba sięgnęły zenitu. Były ciągłe awantury. Ona dzwoniła często do Joeya i mówiła, że wszystko przez niego, bo Leon jej wcale nie słucha. Joey z nim rozmawiał, ale mały był grzeczny tylko z nim. Jak znikał mu z oczu, to wracał do poprzedniego zachowania. Sytuacja była ciężka i dla Joeya, Tanji, Leona jak i dla pozostałych dzieci czy nawet tego Stive’a. A Joseph był na skraju od wybuchnięcia.
W ostatnim tygodniu sierpnia siedziałam sobie w pracy, była godzina 14:30 i zadzwonił mój telefon. To był Joey:
J: „Cześć. Wiesz gdzie jestem?”
A: „Hej. Boje się zgadywać… hmm pewnie na jakimś lotnisku… może na Antarktydzie?”
J: „Nie. Lotnisko zgadłaś, ale znacznie bliżej.”
A: „Nie! Nie mów, że jesteś na lotnisku we Wrocławiu?”- aż nie wiedziałam czy skakać, krzyczeć, tak bardzo się ucieszyłam, że przyjechał.
J: „Jestem.” – powiedział ze śmiechem.
A: „Ale fajnie, świetna niespodzianka!”
J: „Tak sobie myślałem, chciałem wyjechać z Kolonii i jestem.”
A: „Ojej, stało się coś?” – zapytałam zmartwiona.
J: „Powiem Ci potem, ok? A teraz jest inny problem. Nie mam hotelu. Przenocujesz mnie?”
A: „No nie wiem Joseph, nie wiem.”
J: „Ale ja ładnie proszę, zgódź się. Proszę.”
A: „Haha. Pewnie, że tak. Podam Ci adres, a ja już wychodzę z pracy.”
J: „Super.”

Szybko wyszłam z pracy, bo wiedziałam, że on z lotniska szybciej dojedzie niż ja. Jak byłam już pod blokiem zobaczyłam go i szybkim krokiem podeszłam. Jak już byłam blisko też mnie zauważył i zrobił parę kroków w moją stronę. Uśmiechnęliśmy się do siebie, przytuliliśmy i dostałam buziaka. W domu pokazałam mu wszystko co gdzie i jak. Potem zapytałam czy coś się stało, ale powiedział, że potem mi wszystko opowie, bo po co na dzień dobry psuć sobie humor. Więc o nic nie pytałam, rozmawialiśmy o innych sprawach. Czułam, że tu chodzi o Leona i Tanję, ale wiedziałam, że jak będzie gotowy, to mi o wszystkim powie. Zrobiłam obiad, a potem poszliśmy na spacer. Bardzo się cieszyłam, że zrobił mi taką niespodziankę. Wieczorem zamówiliśmy pizzę, bo po spacerze nie chciało nam się nic robić. Joseph otworzył wino i sobie pomału je sączyliśmy. W końcu przyszedł czas, kiedy Joey chciał mi powiedzieć o tym, co się stało.

J: „Ann, wiesz co? Lubię to, że zawsze czekasz, aż będę chciał mówić, nie wypytujesz mnie i czekasz, aż sam Ci powiem.”
A: „Bo Ty wiesz, kiedy przychodzi ten właściwy moment, by mi powiedzieć.”
J: „Mam dość, ona ciągle dzwoni, nie potrafi sobie z Leonem poradzić, a jak ja chcę pomóc, to ona nie chce, abym się z nim spotkał.”
A: „Jest aż tak źle?”
J: „No tak, albo jeszcze gorzej. Wydzwania do mnie kilka razy dziennie. Ann wiesz ja wszystko rozumiem, że ona sobie rady nie daje, ale co ja mogę na odległość? Chciałem z nim pogadać, ale ona nie i nie, przez telefon tylko pozwoliła, więc mały przez ten telefon mi płakał.”
A: „O Boże…” – byłam zdumiona do czego doszło.
J: „Najgorsze jest to, że on cały czas mówi mi- tatusiu zabierz mnie stąd, a przez to mi się serce kraje, a ona nie chce się zgodzić na widzenie, bo twierdzi, że to wszystko przeze mnie. Już nawet z Lukiem rozmawiałem, żeby wpłynął na Leona, ale jemu też się nie udało.”
A: „On naprawdę za Tobą tęskni. Tanja powinna to zrozumieć i pozwolić na spotkania, może wtedy byłoby lepiej. To wygląda tak jakby on za całą sytuację odgrywał się na mamie. Bo jak jest z Tobą, to jest grzeczny, Ty znikasz, a on już się zmienia.”
J: „Wiem, myślałem o tym. Staram się codziennie rozmawiać z nim przez telefon. Może uda mi się w przyszły weekend zabrać całą trójkę do siebie.”
A: „To wspaniały pomysł.”
J: „Oby ona się zgodziła, ale Ty nie widziałaś mojego mieszkania. Hm. No jest małe i mnóstwa rzeczy brakuje. O wiem, a może mi pomożesz zrobić taką listę, co trzeba dokupić?”
A: „No pewnie, ze Ci pomogę. Przecież po to też jestem.”
J: „Bardzo się cieszę, że jesteś.”
A: „A ja, że Ty.”
Około 2 nad ranem poszliśmy spać, bo wymyślaliśmy, co Joey potrzebuje w domu.

4 komentarze:

  1. No cóż tak to jest, że przy rozwodzie najbardziej cierpią dzieci, mimo, że nie są w żaden sposób winne :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety tak jest i bardzo często mamy "sterują" dziećmi, dlatego jest to ciężki temat i wielokrotnie się pojawi, ale zawsze i w każdej sytuacji trzeba sobie radzić.
    Ważne by się nie poddawać, iść do przodu, a Joey ma teraz kogoś komu może o wszystkim opowiedzieć :)
    Dziękujemy za komentarze, to dla nas jako autorek bardzo ważne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o kurcze, no niestety z dziećmi tak jest, nie potrafią sobie w tych małych główkach poukładac. ale dziwi mnie trochę jego zachowanie, bo generalnie gdyby ja miala taka sytuacje to raczej bym nie jechala do swojego faceta tylko raczej bym zrobila wszystko by spotkac się z dzieciakami. ale rozumiem na poczet opowiadania ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. On robił wszystko co mógł...
    Zostało mu tylko spanie pod Tanji drzwiami na wycieraczce, a to chyba jednak nie dobry pomysł
    Potrzebował odskoczni i dlatego pojechał do kogoś kto go rozumiał i nie oceniał jak była żona...

    OdpowiedzUsuń