Nie
wiedzieliśmy, o czym mówić, więc w milczeniu wróciliśmy do łajby. Poprosiłam
Magdę, żeby odwiozła Johna, jejku, Patricka do Warszawy. Zrobiła zdziwioną minę
i chyba chciała coś powiedzieć, ale spojrzała na mnie tylko i pożegnała się
zabierając Patricka do auta. Gdy tylko zniknęli za rogiem rozpłakałam się. Za
długo już trzymałam emocje w sobie. Zostałyśmy z dziewczynami w porcie,
odpaliłyśmy grila i przy piwie opowiedziałam im to, co chciały wiedzieć, czego
nie powiedziała Magda. Pominęłam tylko szczegół, z jakiego on jest zespołu,
mimo że wiedziałam, że to kiedyś wyjdzie na jaw. Nie chciałam jednak, żeby
któraś przypadkiem o tym powiedziała komuś, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się
trafi na fana. Dziewczyny po wysłuchaniu opowieści i wielu pytaniach w jej
trakcie stwierdziły, że musiałam się ostatnio uderzyć w głowę. Że chyba uparłam
się na siłę i powinnam dać szansę jemu i sobie. Magda też mi przez telefon
głowę zmyła, że ona tu robi konspiracje, a ja nic. Byli po drodze na kawie i
Patrickowi naprawdę na mnie zależy i chciałby wszystko naprawić. Powiedziała,
że wylatuje jutro o 18.
Pół
nocy nie spałam, w dzień cały czas myślałam, co robić. Przecież tak w głębi
duszy chciałam, żeby mnie wziął za rękę, jak mnie dotknął przypadkiem, to
poczułam prąd, zrobiło mi się go żal na pomoście, popłakałam się jak pojechał.
Co to wszystko znaczyło? Byłyśmy pod żaglami, było tak błogo, szum wiatru,
plusk wody, przecież to są nasze dźwięki z Hiszpanii. Jak ja mam pozwolić, żeby
to się skończyło? Czy ja naprawdę się uderzyłam głową w ścianę? W tamtej chwili
zatęskniłam za Jo… znaczy Patrickiem, chciałam, żeby mnie przytulił. Po co mam
sama siebie męczyć? Podjęłam decyzję, że trzeba najszybciej jak to możliwe
jechać do Warszawy, bo Patrick ma samolot o 18 i muszę zdążyć z nim
porozmawiać. Żagle w dół, silnik, do portu, cumowanie, pakowanie, zamykanie i w
samochód. Miałam stosunkowo niewiele
czasu na dojazd. Dziewczyny pojechały ze mną, w centrum był korek, czasu miałam
coraz mniej. Wysiadłam przed halą, dziewczyny pojechały zaparkować. Pobiegłam
na odloty, rozglądałam się, ale nie mogłam go dojrzeć. Usłyszałam zapowiedź
lotu do Kolonii, to biegiem do bramki. Zauważyłam go. Był już po odprawie.
Dzwonię, nie słyszy. Dzwonię drugi raz, widzę zdziwienie, odbiera.
P:
„Halo.”
O:
„Tak.” – milczał dłuższą chwilę.
P:
„Co tak?”
O:
„Chcę się z Tobą spotkać.” – uśmiech rozjaśnił jego twarz i przeczesał ręką
włosy.
P:
„Ola, nawet nie wiesz jak się cieszę.”
O:
„Wiem, widzę.” – zaczął się rozglądać.
P:
„Gdzie jesteś?”
O:
„Przy samej barierce, macham Ci.” – zauważył moją dłoń, potem moje spojrzenie i
uśmiechnął się jeszcze mocniej.
P:
„Czemu tak późno?”
O:
„Jak późno? Zdążyłam w samą porę.”
P:
„Ale nie mogę Cię przytulić.”
O:
„No nie możesz. Ale wierz mi, jeszcze 2h temu byłam na środku jeziora. Gdyby
nie dziewczyny, to bym nie zdążyła. Teraz parkują samochód.”
P:
„Dobre masz koleżanki. Ale jeszcze lepszą siostrę.”
O:
„No właśnie! W jaki sposób się z nią skontaktowałeś?”
P:
„Dała mi swój telefon w hotelu. Ty byłaś na dole, a ja najpierw poszedłem do
pokoju.”
O:
„Sprytna jest, naprawdę.” – chciałam spytać kiedy przyleci, ale wolałam, żeby
to wyszło od niego. Jakby czytając mi w myślach spytał:
P:
„Znajdziesz mi jakiś hotel na środę?” – tym razem mój uśmiech się powiększył.
O:
„Pewnie! Do kiedy?”
P:
„Do… piątku.”
O:
„Super. Ale nie będę mogła wziąć urlopu.”
P:
„Trudno, to spotkamy się po Twojej pracy, o której kończysz?”
O:
„O 16. Nie wołają Cię?”
P:
„Tak, to mój lot.”
O:
„Napisz jak wylądujesz.”
P:
„Napiszę. Albo zadzwonię.”
O:
„Albo albo.”
P:
„Muszę lecieć, pa.”
O:
„Pa.”
Stałam
jeszcze chwilę przy tej barierce, już nawet po zniknięciu Johna. John. John.
Muszę w końcu zacząć myśleć o nim jako o Patricku. Dźwięk smsa wyrwał mnie z
zadumy. To był on.
P:
„Nie myślałem, że zmienisz zdanie. Miałem cień nadziei, ale tylko cień. Bardzo
się cieszę. Dziękuję.”
Odpisałam
tylko „:)”,
bo na więcej mój mózg nie pozwalał. Dziewczyny po mnie podjechały, a ja
poprosiłam, żeby jedna dalej prowadziła. Opowiedziałam wszystko rozwożąc je po
domach i potem w drodze do mojego cały czas rozmawiałam z Magdą. Ucieszyła się,
że zdecydowałam się pojechać i że zdążyłam. Parkując auto na podwórku już
miałam smsa. „Wylądowałem. Zadzwonię jak dojadę do domu. CMOK.” Na szybko
odpisałam tylko „ok.” Zdążyłam się wykąpać, a już miałam jedno nieodebrane
połączenie. Ale dobrze. Niech nie myśli, że nic innego nie robię tylko czekam
na telefon od niego. Zadzwonił ponownie, odebrałam po trzecim sygnale.
Rozmawialiśmy z 10 min o tym, co się u nas działo w terminie między Hiszpanią a
rozmową nad jeziorem. Wpadłam na pomysł, żeby przerzucić się na Skype, zeszło
nam się z godzinę jeszcze na rozmowie, żałowaliśmy tylko, że nie mamy kamer
internetowych. W sumie normalnie rozmawialiśmy, ale nie było takiego
porozumienia jak przedtem. Byliśmy trochę skrępowani i tak naprawdę
rozmawialiśmy o pierdołach.
Wszystkie osoby czytające, bardzo prosimy o komentarze, bo to nam pomoże określić czy Wam się podoba czy nie. Nie wstydźcie się.
OdpowiedzUsuńDziękujemy
Autorki
No pewnie, że powinna dać mu szansę, ale jeszcze niech się trochę po droczy. Jak co to wszystko znaczyło, zakochała się Olka w Padziorze na zabój! "Chcę się z Tobą spotykać" aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Łał!, dobrze że to tak wyszło :) nawet się pocalować nie mogli :(
OdpowiedzUsuńI Ty myślisz, że dałaby się pocałować nie sądzę :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że w ogóle chciała go wysłuchać i dać mu szansę, aby spróbować...
:)
Ona mu powiedziała "spotkać" nie "spotykać" :D
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, co on w sobie ma, ze nawet ja mu juz wybaczyłam to kłamstwo!
OdpowiedzUsuńA Tobie N. i tak prościej wybaczyć jako czytelnikowi. Oli było zdecydowanie trudniej.
Usuń